Napisane przez  Stefan Butryn
21
Mar
2003

Moje przeżycia na obczyźnie

Urodziłam się w Dąbrowicy na Wołyniu i tam mieszkałam do zajęcia przez Sowietów naszych terenów. Zostałam aresztowana przez władze sowieckie 5 stycznia 1940 r. jako podejrzana politycznie i osadzona w więzieniu w Równem. Przez dwa miesiące siedziałam w pojedynczej celi i co noc byłam wzywana na przesłuchania. Po dwóch miesiącach przewieziono mnie do Lwowa - więzienie "Brygielki". Nie wiem dlaczego przewożono mnie z więzienia do więzienia - do Dubna, Kijowa, Starobielska, w końcu Charkowa, skąd w czerwcu tegoż roku wywieziona zostałam do Gorkowskiej obłasti na przymusowe roboty w łagrach, gdzie przebywałam do 17 IX 1941 roku.

   Na skutek układu Sikorski - Stalin, Sowieci zaczęli wypuszczać Polaków z więzień i łagrów, aby tworzyć Polską Armię, na czele której stanął wypuszczony z więzienia generał Anders, mianowany przez Sikorskiego. Armia Polska formowała się w Kujbyszewie, Dołgowoje i w Buzułuku, gdzie mieściło się dowództwo Polskiej Armii w ZSRR.

   Po wypuszczeniu na wolność, przybyłam do Buzułuka, bo tylko tam tworzyła się Pomocnicza Służba Wojskowa Kobiet (PSWK). Dowódcą była Piechowska Władysława ze Lwowa. Polacy tak ochotniczo i masowo wstępowali do Wojska Polskiego, że w początkach 1942 r. były już nie pułki a dywizje. Piątego stycznia 1942 roku była komisja poborowa kobiet - ochotniczek. Niezdolnych do wojska odsyłano do obozu cywilnego, który mieścił się czasowo w Buzułuku. Na komisji zostałam przyjęta do wojska i przydzielono mnie do Baonu Wyszkoleniowego, a że przeszkolenie wojskowe miałam z lat 1918-1921 (służyłam ochotniczo w Wojsku Polskim), to pełniłam funkcję dowódcy plutonu wartowniczego.

   W początkach lutego 1942 r., przyjechał Generał Sikorski z Londynu do Moskwy i w towarzystwie czterech dygnitarzy rosyjskich, przybył do Buzułuka na inspekcję II Korpusu. Było wzruszenie i radość, gdy ujrzeliśmy godło państwa polskiego na gmachu, gdzie mieścił się sztab i na dalekiej obczyźnie usłyszeliśmy polski hymn narodowy. Kiedy na akademię wchodził gen. Sikorski, ze łzami w oczach i z wdzięcznością patrzyłyśmy na Niego, jak na naszego wybawiciela z niewoli. Jakie były przemówienia i powitania gen. Andersa i gen. Sikorskiego, tego nie pamiętam, tylko końcowe słowa generała Sikorskiego, że już jutrzenka świta nad Polską i może nie wszyscy, ale dojdziemy do wolnej ojczyzny.
   W parę tygodni po wyjeździe Sikorskiego, nadszedł rozkaz wyjazdu do Krasnowodska. Po dwóch dniach, załadowali nas na statek i odpłynęliśmy Morzem Kaspijskim do Iranu. Drugiego dnia byliśmy już w porcie w Pachlewi niedaleko Teheranu. W porcie staliśmy kilka godzin dlatego, że nasze bagaże, a w nich: umundurowanie, koce, obuwie i inne rzeczy, zostały oblane jakimś płynem i spalone przez Anglików. Pomimo tego, że to umundurowanie nadeszło z Anglii, przed samym naszym wyjazdem z Buzułuka. Nawet nie wszystko zdążyliśmy rozpakować. Żal było patrzeć, że takie nowe i kosztowne mundury i cały ekwipunek się pali.
   Naszej jednostki, był to chyba "trzeci rzut", w ilości około tysiąca mężczyzn i pięciuset ochotniczek, od razu nie wpuścili do Teheranu. Przedtem kazali iść do łaźni. Tam Angielki dezynfekowały ochotniczkom włosy. A to ubranie, które miałyśmy na sobie również spalono.
   Zaraz po tym dostałyśmy po dwie zmiany bielizny i umundurowanie, również angielskie. Później rozmieścili nas w jakichś koszarach w Teheranie i przez kilka dni był wypoczynek. W międzyczasie przyjechała żona ambasadora, czy konsula angielskiego, by zobaczyć polskie ochotniczki. Za nią przyjechał ciężarowy samochód z winogronami i pomarańczami. Dwóch żołnierzy angielskich znosiło koszami te owoce na stoły. Angielka coś mówiła do nas, ale to "bractwo", tak pochłonięte było tymi winogronami, że nie zwracało sobie uwagi na jej, zresztą, angielską mowę. Ale nasza porucznik, jako tłumaczka wszystko nam powtarzała.
   Po kilkudniowym odpoczynku, zaczęły się normalne ćwiczenia i kursy kierowców samochodowych. Poprzednie jednostki męskie i żeńskie, które przybyły przed nami, po przeszkoleniu rozjechały się do Tobruka, Port-Saidu, a nawet już do Włoch.

My jako późniejszy transport z Rosji, musieliśmy skończyć przeszkolenie i w początku maja 1942 roku, składałyśmy przysięgę wojskową. Na początku sierpnia nasz oddział ochotniczek wyjechał do Palestyny, a że podróż odbywała się samochodami, więc w Iraku, niedaleko Bagdadu miałyśmy kilkudniowy postój. Upał w tym czasie był niesamowity, do +50°C . Jezioro Efrat w tej habbanji było tak gorące, że niemożliwe było kąpać się. Co kilka dni burza piaskowa - chamsin, tak wieje, że na dwa metry przed sobą nie widać człowieka. Od godziny 10-tej rano do 17-tej nie wolno nam było wychodzić z namiotów, gdyż były wypadki porażenia słonecznego. W końcu sierpnia wyjechałyśmy do Palestyny - miasto Rehowoth. Tam było dobrze, klimat łagodniejszy niż w Iraku, pomarańcze i cytryny gniły, gdyż nie było żadnego zbytu. Po paru tygodniach nadeszła wiadomość o inspekcji generała Sikorskiego. Podekscytowanie u nas i w obozie angielskim. (U Anglików był przymusowy pobór kobiet do wojska). Defilada, którą odbierał gen. Sikorski w towarzystwie brata króla angielskiego i innych oficerów angielskich i polskich, wypadła dla nas bardzo korzystnie. Natomiast Angielki nie umiały maszerować, a niektóre miały nawet rozpięte guziki przy mundurach, co w wojsku jest niedopuszczalne.

   Po tych uroczystościach, powróciłyśmy do codziennych zajęć - szkolenia świeżo przybyłych żołnierzy z Rosji, których odsyłano do Włoch. W 1943 roku, zostałam wytypowana wraz z trzydziestoma innymi ochotniczkami na kurs instruktorski do oddziału ochotniczek angielskich w Sarafandzie w Palestynie. Po ukończeniu kursu we wrześniu tegoż roku, przydzielona zostałam do 13 Sądu Polowego m.p. w Jerozolimie, jako profoska, ponieważ w więzieniu wśród mężczyzn była jedna kobieta, nad którą miałam dozór. W końcu 1943 roku, zostałam zweryfikowana do stopnia plutonowego i z jednostką ochotniczek wyjechałam do Egiptu - miasto Ismalia. Po krótkim postoju załadowano nas na okręt i po trzech dniach byłyśmy już we Włoszech. Okręt odpłynął z portu w Port-Saidzie, a przybył do Taranto. Następnego dnia po przybyciu, zostałam przydzielona do 1 Kompanii Przejściowej PSWK i pełniłam funkcję szefa kompanii. Prawie cały II Korpus był już skoncentrowany pod Monte Cassino.

   Po zakończeniu wojny i rozgromieniu armii Hitlera, pożerała mnie już tęsknota za domem i ojczyzną. Chciałam już być w wolnej Polsce i zgłosiłam swój wyjazd do kraju. Prośba moja nie została uwzględniona, ponieważ musiałam pozostać z oddziałem likwidacyjnym, gdyż wojsko polskie wyjeżdżało z Włoch. Dopiero ostatnim "rzutem", w początku roku 1946 wyjechałam z Neapolu do Liverpoolu w Anglii. Okręt wlókł się przez sześć dni, gdyż morze było zaminowane. Z Liverpoolu przywieźli nas do Szkocji, Heseford. Tam zaczęło się beznadziejne życie Polaków. Racja żywnościowa zmniejszona o połowę. Anglicy, a przeważnie Szkoci wrogo nastawieni do Polaków, dlaczego przyjechali tu z Włoch? Potrzebni byli tylko wtedy, jak dywizjony polskie biły się i broniły Londynu, polska krew lała się pod Monte Cassino. Polacy, widząc tę przykrą sytuację, zaczęli wyjeżdżać. Większość do Polski, niektórzy, co mieli rodziny za granicą, wyjeżdżali do Kanady, Argentyny. Moja koleżanka i serdeczna przyjaciółka zarazem, namawiała mnie, żebym wyjechała z nią do Argentyny, bo tam miała siostrę. Ale ja, tak byłam stęskniona za krajem, że żadna siła nie mogła mnie powstrzymać i ponowiłam starania o wyjazd. W końcu otrzymałam zezwolenie i od 12 X 1946 roku jestem w Polsce.
Helena Bańkowska



Helena Bańkowska - autorka wspomnień, przybyła do Nałęczowa w 1946r. i zamieszkała u swojej siostry Maryli w willi "Raj". Siostra jej była wówczas pokojówką Janiny Makowskiej, właścicielki "Raju" w okresie międzywojennym. Z chwilą sprzedaży willi, miała zapis testamentowy na zamieszkanie w "Raju" do końca życia.
Kiedy w latach sześćdziesiątych poznałem Helenę Bańkowską , zaproponowałem jej napisanie pamiętnika o tułaczce wojennej. Zgodziła się, a ja wypłaciłem jej honorarium, stając się właścicielem zeszytu.
Stefan Butryn
(0 głosów)