Napisane przez  IN
22
Lut
2010

Słówko o konkurencji i współpracy

Lubię, zanim zacznę eksploatować jakieś słowo, sprawdzić w słowniku lub encyklopedii jego znaczenie po to, żeby upewnić się, że używałam je przez całe życie właściwie.

To takie inżynierskie przyzwyczajenie, sprawdzenie warunków na wejściu, wpadka kosztowałaby przecież dużo wstydu. Tak więc w dobie nowych technologii informatycznych wrzuciłam do wyszukiwarki internetowej oba słówka: konkurencja i współpraca.

Współpraca podzieliła los bohatera pozytywnego – nie znalazłam na pierwszy rzut oka nic ciekawego, za to interesujące definicje konkurencji, które koniec końców stały się duszą tego felietonu, znalazłam już w Wikipedii.

Piszę w liczbie mnogiej, bo wpis mówił: nazwa tego hasła odnosi się do więcej niż jednego pojęcia, po czym były wymienione trzy: konkurencja (ekologia), konkurencja (ekonomia), konkurencja (sport). Ostatnie hasło było puste, tak że nie będziemy się nim dalej zajmować. Zaintrygowało mnie, jakie zastosowanie może mieć konkurencja w ekologii, zabrakło mi wyobraźni. Nic dziwnego, za moich szkolnych czasów (zastanawiające, jak często wracamy do wiadomości zdobytych w szkole) słówko ekologia nie funkcjonowało, a w haśle tym chodziło dużo bardziej o konkurencję biologiczną.

Porównajmy opisy z Wikipedii: Konkurencja – jedna z antagonistycznych interakcji międzypopulacyjnych, w której dwie populacje tego samego lub różnych gatunków, zazwyczaj o podobnych wymaganiach środowiskowych, rywalizują o tę samą niszę ekologiczną.... W wyniku tego oddziaływania obie populacje tracą... Konkurencja może być bezpośrednia (populacje wzajemnie szkodzą sobie ograniczając możliwość rozwoju, nawet jeśli zasoby środowiska są nieograniczone)... Może doprowadzić do zrównoważonego dopasowania się gatunków... – to ważne fragmenty definicji konkurencji ekologicznej (biologicznej). W ekonomii konkurencję uważa się za podstawę wolnego rynku, który zakłada wolność współzawodniczenia ze sobą podmiotów gospodarczych na wszystkich obszarach handlu i usług. Zakłada się, że przedsiębiorca pragnie maksymalizować realizację swoich interesów na subiektywnie postrzeganym rynku. Aby to uczynić musi zaoferować produkt lepszy od konkurentów.

W sumie model ten sam, choć definicja ekologiczna jest bardziej rzeczowa, podczas gdy ekonomiczna wydaje mi się być spaczoną przez wielkich teoretyków ekonomii wolnorynkowej.
Zacznijmy od zrównoważonego dopasowania, o którym wprawdzie nie ma mowy w definicji ekonomicznej, niemniej stan ten jest stabilnym stanem gospodarki rynkowej, podczas gdy współzawodnictwo, czyli walka o rynki zbytu jest chwilowym zawirowaniem, spowodowanym najczęściej wejściem na rynek nowych gra- czy. I tak np. rynek produkcji telewizorów znajduje się w stanie zrównoważonego dopasowania – jest z jednej strony zbyt duży, żeby mogła go obsłużyć jedna firma, z drugiej cechuje go zbyt wysoka bariera na wejściu: know-how i inwestycje, stąd ograniczona ilość producentów, a zawirowania przeżywał w momencie wejścia na rynek globalny kiedyś firm japońskich, później np. koreańskich. Produkty nie są ani lepsze, ani gorsze, różnią się zaledwie nieistotnymi z punktu widzenia techniki (opartej na tym samym systemie) parametrami zewnętrznymi.

Tak to wygląda na rynkach światowych, ale nałęczowski rynek wykazuje duże tendencje do zawirowań. Skąd ta rozbieżność? Zastanówmy się, czy antagonistyczne reakcje międzypopulacyjne to to samo, co wolność współzawodnictwa podmiotów gospodarczych? To pierwsze sformułowanie jest z pewnością bardziej ostre, zawiera bowiem sens wrogości, a jego rdzeniem jest słowo agonia – walka ze śmiercią, wysiłek, strach, podczas gdy współzawodnictwo oznacza dążenie do górowania nad kimś, nie wyłączając przyjaciela.

Po pierwsze, określmy rynek (w pojęciu ekonomicznym) w Nałęczowie. Rynek, to przede wszystkim turysta: weekendowy bądź urlopowy, kuracjusz, turysta biznesowy. Dwie pierwsze kategorie podlegają prawu sezonowości w dużym stopniu, dwie następne na pewno w dużo mniejszym. Jeśli chodzi o zasoby środowiska to z punktu widzenia rynku w sezonie podaż jest ograniczona, a opieram moją opinię na fakcie, że w długie weekendy, w sezonie letnim, czy podczas ferii grudniowych wszystkie miejsca noclegowe są wykorzystane, restauracje i kawiarnie nie mogą nadążyć z obsługą, parkingi, a w centrum również trawniki i chodniki są zastawione samochodami, park jest zatłoczony.

Rynek obsługuje kilku dużych uczestników, do nich zaliczyłabym między innymi sanatoria, kilkanaście firm średnich, umówmy się, że do tej kategorii możemy zaliczyć kilka pensjonatów, spółki lekarskie, kilka obiektów gastronomicznych oraz praktycznie kilkadziesiąt aktywnych firm małych, często rodzinnych.

Uczestnicy rynku nałęczowskiego swoim zachowaniem potwierdzają definicję biologiczną raczej niż teorię wielkich ekonomistów. Czy ich wrogość i wysiłek walki spowodowane są strachem? Obawę o utratę podstaw egzystencji można by przyjąć jako powód takiego działania, ale czy usprawiedliwia ona odbijanie sobie klientów poprzez szerzenie oszczerczych plotek o standardzie oferowanym przez sąsiada, bitwę na reklamy, w telewizji, w sądzie? Spotkałam się z właścicielem domu dysponującego pokojami do wynajęcia liczącym codziennie rano samochody gości na parkingu sąsiada, zazdroszcząc mu zarobku, podczas gdy sam nie wystawił nawet szyldu "pokoje do wynajęcia". Jakże więc goście mieli trafić do niego? W tym szaleństwie była jednak metoda, chciał uniknąć odprowadzania podatków z racji działalności gospodarczej.

Kolejny powód zbędnej wrogości leży w subiektywności postrzegania rynku, prowadzącej do nadinterpretacji. Bo z jakiej by pozycji nie spojrzeć, sanatorium nie jest konkurentem hotelu, hotel nie jest konkurentem pensjonatu, pensjonat pokoi do wynajęcia, a kawiarnia nie jest konkurentem restauracji, która oczywiście też może serwować kawę. Tymczasem hotel, i nie tylko, odmawia wyłożenia reklamówek kawiarni, "bo nie będzie popierał konkurencji". Ażeby określić segment rynkowy, na którym chciałoby się działać, niekonieczne są studia wyższe ani drogie firmy konsultingowe. Wystarczy chwila zastanowienia i krztyna zdrowego rozsądku. Wreszcie antagonizm blokuje percepcję uczestników rynku na potrzeby klienta. Klient decyduje się na Nałęczów, żeby odpocząć, leczyć się, poznać coś nowego, coś przeżyć... powodów, niewykluczających się, jest wiele. Nie po to przyjeżdża, żeby być źle obsłużonym, znudzonym brakiem propozycji rozrywkowych, trzymanym w wirtualnej klatce poprzez blokowanie informacji o innych uczestnikach rynku, a te zjawiska zdarzają się nagminnie. Nie biorąc pod uwagę, że klient życzy sobie urozmaicenia, sanatorium odmawia umieszczenia informacji o ośrodkach gastronomicznych, "bo byłoby to nieuczciwe w stosunku do własnej kawiarni".

Facit: chęć maksymalizowania interesów własnych oślepia uczestników rynku, którzy poprzez źle pojętą konkurencję wzajemnie sobie szkodzą, ograniczając możliwości własnego rozwoju oraz rozwoju miejscowości. Remediów na uzdrowienie sytuacji konkurencyjnej na rynku, nie tylko w Nałęczowie, jest kilka: zróżnicowanie oferty, jakość oferowanych usług i współpraca, a kryterium zastosowania tych praktyk są korzyści konsumenta. Ze zróżnicowaniem ofert bywa różnie i nie najlepiej.

Zróżnicowane są usługi lekarskie. Większość pensjonatów i willi z pokojami do wynajęcia nie wyróżnia się z masy oferując produkt "me too", co w nieco obszerniejszym tłumaczeniu znaczy "ja też oferuję to samo", a na dodatek na niezbyt wygórowanym poziomie. Pokoje małe, łóżka nie za wygodne, pościel nieekologiczna, infrastruktura wokół domu żadna... Zróżnicowanie może polegać na zaproponowaniu ogródka, altany, tarasu widokowego, placu do zabawy dla dzieci, biblioteki, może płytoteki, interesujących zbiorów, rowerów do wypożyczenia, zimą sanek... nie ma granic urozmaicania pobytu gościowi. Obiekty gastronomiczne starają się urozmaicić swoje oferty, ale i tu odczuwa się linię najmniejszego oporu. Po momentach zrywu szybko popadają w manierę GS-owską, barszczyk z kartonu mocno zakropiony octem, ziemniaczki ze schaboszczakiem, wszystko to do popicia piwem. Nie ma obiadu, dla którego warto by przemierzyć dystans Warszawa – Nałęczów - Warszawa w jeden dzień. Najmniejszą różnorodnością odznaczają się firmy małe, rodzinne, choć mają największy potencjał.

Kolejnym ważnym elementem rynku powinna być współpraca. Z góry wyjaśniam, że nie chodzi tu o żadne praktyki polegające na zawieraniu układów cenowych, ani o dzielenie się rynkami. Elementem współpracy zorganizowanej jest wspólna promocja: na targach, w mediach, wspólne wydawnictwa reklamowe i informatory, wizyty studyjne dla dziennikarzy i pilotów wycieczek. W tym zakresie prężnie działa Lokalna Organizacja Turystyczna "Kraina Lessowych Wąwozów". Kolejnym elementem współpracy jest wzajemna rekomendacja i z tym już jest gorzej. W części można również tę działalność zorganizować i LOT, w ramach projektu "Kampania promocyjna Krainy Lessowych Wąwozów", pracuje nad ustawieniem w miejscach, gdzie obserwowany jest największy ruch turystyczny, 150 tablic promocyjnych informujących o atrakcjach Krainy.

A co z życzliwym słowem żywym?
Zarekomendowaniem klientowi innej kawiarni, restauracji; zwróceniem uwagi na wystawę, koncert, zwierzyniec; przekierowaniem ruchu noclegowego do sąsiada w przypadku pełnego obłożenia? Pseudo-usłużna informacja: "tylko proszę uważać, tam są psy", bez dodania: "zamknięte w kojcu", zamazywanie flamastrem informacji na plakatach są wszystkim innym niż przyjazną współpracą. Podsyłanie sąsiadom inspekcji pracy lub anonimy do sanepidu też się zdarzały.

Miałam przecież mówić o współpracy, a nie o jej braku. Zdarza się i ta, w różnych formach, od pożyczania sąsiadowi krzeseł, talerzy czy kieliszków, do koncepcji produktu turystycznego.
Produkty turystyczne to inne pole wspólnego działania różnych podmiotów gospodarczych na rynku. Polega ono na stworzeniu pakietów ofertowo-pobytowych, w ramach których poszczególne elementy realizowane będą przez różne podmioty gospodarcze. Również ta działalność musi być zorganizowana, LOT w ramach wspomnianego projektu opracowuje program rozwoju i promocji produktów turystycznych Krainy Lessowych Wąwozów.

Pierwszym będzie "Szlak smaków Krainy Lessowych Wąwozów". Wreszcie formą współpracy jest sponsorowanie wydarzeń atrakcyjnych dla klienta nałęczowskiego.
Konkurencja z nutką człowieczeństwa, czyż nie wygląda to na nowy model?
Maksymalizowanie swoich interesów poprzez doskonalenie produktów oraz sensowne współdziałanie?

autor: Izabella Nowotny
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Dziękujemy Czy Sybirak? »