Napisane przez  WW
23
Kwi
2012

Można zjeść obiad w aptece!?

Owszem. Można! Pod warunkiem, że będzie to Stara Apteka - stołówka w Nałęczowie prowadzona przez panią Mariannę Pardykę.

Pani Mario, skąd taka osobliwa nazwa lokalu?

W Uzdrowisku Nałęczów wszystkie budynki mają swoje nazwy, więc i ten otrzymał "imię" po aptece funkcjonującej tu do 1966 r. Była wtedy jedyną apteką w Nałęczowie i należała do Państwowego Przedsiębiorstwa "Uzdrowisko Nałęczów". Po przeprowadzce apteki do bloku, PPUN urządziło tutaj stołówkę pracowniczą - ponieważ funkcjonował wówczas przepis, że pracownicy nie mogą stołować się razem z kuracjuszami. Kiedyś nawet Związek Farmaceutów w Lublinie sugerował, że nazwa wprowadza w błąd ludzi szukających apteki. Czasami to się zdarza, lecz częściej przychodzą ludzie szukający stołówki!

Jak zaczęła się pani przygoda ze Starą Apteką?

Mam wykształcenie gastronomiczne, pracuję w tej stołówce od 1989 r. Wtedy stołówka była dostępna tylko dla pracowników Uzdrowiska oraz niektórych instytucji. Po transformacji ustrojowej zaczęto patrzeć na koszty i od 1991 r. stała się zakładem otwartym, podlegającym Uzdrowisku. Ja przeprowadzałam te zmiany, opracowywałam receptury, kalkulowałam koszty. Kiedy więc w 2005 r. pojawiła się taka możliwość, wzięłam ten lokal w ajencję. Początki były trudne. Po zaopatrzenie trzeba było jechać do hurtowni w Lublinie, tam wybierać produkty, ładować do wózka, przy kasie rozładowywać, potem znowu na wózek, z wózka do samochodu, przywieźć, rozładować do magazynu. Do tego potrzebne były dwie silne osoby, odpowiednie auto no i czas - minimum 4 godziny. Teraz jest luksus: pracownicy hurtowni przywiozą produkty na miejsce, rozładują i przyślą fakturę. Trochę może drożej, ale w sumie się opłaca.

No właśnie. Czy to się opłaca?

Różnie bywa. Wprawdzie w sezonie przewija się więcej osób, ale wielu zamawia tylko zupę lub nawet połowę zupy lub pół porcji pierogów. Poza sezonem jest pustawo. Trochę większy ruch jest w soboty i niedziele, szczególnie przy dobrej pogodzie. Poza tym mamy stałych konsumentów, którzy wykupują abonament. Niektórzy z nich stołują się u nas już kilkanaście lat. Funkcjonujemy więc non stop cały rok z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Wielkiej Nocy i Wszystkich Świętych. Ceny u nas są niskie. Bierze się to stąd, że tu jest samoobsługa, lokal nie musi błyszczeć w lustrach, marmurach i kwiatach. Receptury potraw są w większości moje i tradycyjne. Jesteśmy takim zaspokajaczem codziennego głodu. Bazujemy na obserwacji klientów. Dowiadujemy się czego od nas oczekują.

Ile osób pani zatrudnia?

W sezonie 13, poza sezonem 10. Za wszystko trzeba płacić: faktury, pensje, ZUS, czynsz, podatek... Niektóre operacje przeprowadza księgowa.

Co pani proponuje konsumentom?

Klasyczne, sprawdzone polskie dania, śniadania, obiady, kolacje, a także catering. Próbowaliśmy wprowadzać nowości, ale się nie przyjęły.

Plany na przyszłość, marzenia?

Remont budynku, powiększenie toalet. Ja już mam "lata wypracowane", nie zamierzam brać kredytów. Wiele osób się potknęło. W Nałęczowie stoją od lat niewykończone budynki. Kilka lat temu wyremontowaliśmy kuchnię, jest nowa kotłownia. Gdy przed ośmiu laty budynek był ogrzewany ze Szpitala Kardiologicznego, to zimą stopiony śnieg pokazywał którędy biegnie rura z ciepłą wodą.

Nie tylko ludzie - budynki także tworzą historię. Stara Apteka i ludzie z nią związani są elementami historii naszej Małej Ojczyzny. Ja wspomnę od siebie panią Irenę Kot - kierowniczkę apteki w dawnych latach oraz jej męża - Feliksa Kota - radcę prawnego Uzdrowiska.
Kto dopisze ciąg dalszy tej historii?

autor: W. Wierzejski
(0 głosów)