Napisane przez  IN
19
Lip
2009

Letnie koncerty organowe

Organy są instrumentem bardzo specyfcznym, nieporównywalnym z żadnym innym, jaki został wymyślony. Największy pod względem rozmiarów przestrzennych, sumarycznej mocy emitowanej do otoczenia, dynamiki, przewyższa w wielu aspektach orkiestrę symfoniczną, a przecież na organach gra tylko jeden człowiek. Ich moc i dynamika sprawiają, że odtwarzanie muzyki organowej w mieszkaniach M-ileś tam nie ma racji bytu.

Organów należy słuchać w przestrzeni odpowiadającej ich żywiołowi: w kościele lub sali koncertowej. I taka możliwość była tego lata dana mieszkańcom i gościom Nałęczowa. Zaczęło się od pomysłu księdza proboszcza Marka Czerko odremontowania nie używanych od kilkunastu lat organów w nałęczowskim kościele parafalnym. Należało uzupełnić dwie brakujące piszczałki, a cały mechanizm oczyścić i wyregulować. W rezultacie nałęczowski kościół parafalny p.w. św. Jana Chrzciciela dysponuje 18-głosowymi, dwu manuałowymi organami, które w tym roku obchodzą czterdziestolecie. Dobry pomysł pociąga za sobą inne i tak dyrekcja Zakładu Leczniczego Uzdrowisko Nałęczów S.A., znana ze swojej aktywnej obecność w społeczności nałęczowskiej, inicjator wielu działań atrakcyjnych medialnie, i tym razem czynnie wsparła księdza proboszcza w zorganizowaniu serii Letnich Koncertów Organowych. Trzecim współorganizatorem był Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Dyrektorem artystycznym został Michał Sławecki, wykładowca na kierunku Muzyka Kościelna na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina, pełniący również funkcję organisty i kantora w Kościele Akademickim św. Anny w Warszawie, rodem z Puław. Pozostali sponsorzy to Ośrodek Chirurgii Oka Prof. Zbigniewa Zagórskiego, Sanatorium Uzdrowiskowe dla Rolników, Bank Spółdzielczy, wszyscy z Nałęczowa. 

Program koncertów został tak dobrany, że mogliśmy przeżywać organy zarówno jako instrument solowy, jak i akompaniujący, kontemplując utwory z okresu baroku, romantyzmu, ale również współczesne. W ramach nałęczowskiego cyklu odbyły się cztery koncerty. I tak pierwszy 5. lipca o godz. 15.30, a solistą był Bartosz Jakubczak, absolwent Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie oraz Royal Academy of Music w Londynie, ukończonych z najwyższymi wyróżnieniami. Bartosz Jakubczak grywał w takich salach koncertowych, jak londyński Royal Festival Hall, tym większym zaszczytem było jego wystąpienie w Nałęczowie. Na jego wspaniale zestawiony program składały się dzieła mistrzów baroku do romantyzmu: Johanna Sebastiana Bacha, Jana z Lublina, Johanesa Bramsa, Feliksa Mendelssohna Bartholdiego, Wolfganga Amadeusza Mozarta, ale też utwór współczesnego kompozytora Alfreda Hollinsa. Bartosz Jakubczak grał z dużym kunsztem, wykorzystując pełną dynamikę instrumentu, raz śpiewny, raz monumentalny pokazał nam, czego można dokonać na naszych niewielkich organach. Solistą drugiego koncertu był Piotr Wilczyński, również absolwent Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, w latach 1995-1999 współorganizator i kierownik artystyczny Białostockiej Orkiestry Kameralnej im. J.K. Branickiego, adiunkt na Uniwersytecie muzycznym im. Fr. Chopina, organista i kantor kościoła św. Benona w Warszawie, doświadczony we współpracy z wieloma zespołami instrumentalnymi i wokalnymi w kraju i zagranicą. W programie koncertu J.-B. Lully, J. D. Druckmuller, J.S. Bach, F. Liszt i V Petrali. Osobiście zaszeregowałabym jego koncert na czwartym miejscu, a to z powodu polki oraz któregoś z popularnych standardów jazzowych, które odegrał na organach na zakończenie koncertu. Może jestem zbyt konserwatywna, może zniewolona klasyką, ale te utwory nie licowały mi ani z duchem instrumentu, ani miejsca. 

Za to sierpień rozpoczął przepiękny koncert wokalno-organowy, w którym wystąpiła solistka Magdalena Rucińska, sopran, absolwentka Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie, solistka Warszawskiej Opery Kameralnej, koncertująca w Krakowskiej Operze Kameralnej, w Teatrze Wielkim oraz Filharmonii Narodowej w Warszawie zarówno w repertuarze oratoryjno-kantatowym, jak i operowym. Na organach grał Michał Sławecki. Mocny, jasny głos solistki wypełniał barokową przestrzeń naszego kościoła przy fligranowym niemal akompaniamencie nie największych, ale jednak potężnych w swojej istocie organów. Śpiew przeplatały niby alteranimy - dzieła organowe solo. W repertuarze F. Caccini, J.S. Bach, F. Mendelssohn-Bartholdy, F. Liszt, G.G. Haendel, F. Schubert, W.A. Mozart i r. Schumann, a z polskich kompozytorów J. Maklakiewicz i St. Moniuszko. Zachwycona publiczność zmusiła artystów do dwóch bisów. 

Ostatni koncert odbył się 16. sierpnia, a wystąpiła w nim inna solistka, Agnieszka Tyrawska-Kopeć, absolwentka Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina, Filia w Białymstoku, tym razem na fecie, przy akompaniamencie Michała Sławeckiego. Agnieszka Tyrawska-Kopeć związana jest obecnie z Lublinem, gdzie współpracuje z Orkiestrą Teatru Muzycznego, gra w Duecie Fletowo- Harfowym Duo Serenite, jest specjalistą od emisji głosu w Chórze Akademickim Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej oraz nauczycielem klasy fetu w Szkole Muzycznej I i II stopnia im. W. Lutosławskiego. W programie utwory M. A. Charpentiera, S. Barbera, A. Corelliego, G. Faure, L. Vierne, C. Ph. E. Bacha, G. Ph. Telemanna, J.S. Bacha, F. Poluenca, grane na zmianę na organach solo, na fecie solo, bądź na obu instrumentach razem. Flet również sprawdził się w barokowej przestrzeni kościoła, jego jasne, śpiewne brzmienie wyraźnie odbijało się od dźwięku organów, które raz subtelnie towarzyszyły fetowi, to znów kreowały napięcie demonicznymi tonami tokaty i fugi d-moll J.S. Bacha. I tym razem nie obyło się bez bisów. Jeśli już jesteśmy przy oklaskach, to muszę powiedzieć, że brawa po każdym utworze przeszkadzały mi. Po części, bo wyniosłam z lat dziecięcych zwyczaj zachowania ciszy i powagi, w kościele nie klaskało się, ale chyba bardziej dlatego, że jawiły się raczej jako dysonans, aniżeli szczery wyraz uznania, niszczyły atmosferę zadumy i refeksji, która budowała się podczas zazwyczaj niezbyt długiego dzieła. Aż się prosiło, żeby cisza spinała dwa kolejno po sobie następujące utwory, a oklaski, jeśli chcemy okazać nasz zachwyt, raz na końcu. Bo chyba właśnie zanurzeniu się w przestrzeń, uszlachetnieniu, przeżyciu służyły te koncerty, gdzie przestrzeń to dźwięki, to kubatura świątyni, to fragment nieba i wierzchołki drzew wysoko w oknach kościoła. Myślę, że święta Cecylia, patronka muzyki kościelnej, była zadowolona z tego przedsięwzięcia. 

Izabella Nowotny
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Na afiszu 100 lat TPN »