Napisane przez  bw
13
Gru
2008

Marta Głos

Od dwóch lat jest nie tylko nauczycielką nauczania początkowego w Szkole Podstawowej im. A. Mickiewicza w Piotrowicach, ale pełni też funkcję przewodniczącej Rady Miejskiej w Nałęczowie. To jej druga kadencja w radzie miasta. Zielone oprawki okularów, niebanalny strój i uśmiech - znaki rozpoznawcze Marty Głos.


ZAANGAŻOWANA

Pytanie o początek jej przygody z pracą w samorządzie lokalnym przywołuje zdarzenia sprzed lat.
- Mój ojciec przez 26 lat był sołtysem w Bronicach. Do naszego domu przychodziło mnóstwo osób zapłacić podatek, napisać podanie "do gminy" albo żeby zatelefonować. Kiedyś sołtys miał więcej pracy, był ogniwem łączącym gminę z mieszkańcami, którzy po prostu rzadziej bywali w mieście - opowiada Marta Głos, wspominając ojca, któremu zawdzięcza zainteresowania społecznikowskie - Często przysłuchiwałam się rozmowom, interesowałam tym, co się dzieje w Bronicach, okolicy. W naszym domu bywali pracownicy urzędu, odbywały się wiejskie zebrania. Ojciec wieczorami, po pracy, czytał książki i prenumerowane gazety. Ja też do nich zaglądałam. Teraz regularnie czytam "Newsweeka" i "Wprost", czasem "Politykę", a tzw. pisma kobiece - tylko u fryzjera.
W jej rodzinnym domu aktywność społeczna była czymś naturalnym.

EKOLOG OD ZAWSZE

Podobnie jak obcowanie z naturą.
- Już jako dziecko wymykałam się do pobliskich lasków i nad rzeczką. Wchodziłam na drzewa, wysiadywałam tam godzinami, ku utrapieniu rodziców. Nawet nocą organizowałam wyprawy z latarką, by podglądać życie sów, borsuków - wspomina śmiejąc się - Uczyłam się rozpoznawania drzew, roślin, przylatujących ptaków. Miałam szczęście. Moja wieś jest bardzo ładnie położona, wśród pagórków, wąwozów i łąk w dolince Strugi Olszowieckiej z klasycystycznym pałacem otoczonym pozostałościami niezwykle pięknego niegdyś parku. To raj dla przyrody.
Zamyśla się ile to już zmieniło się w Bronicach na jej oczach
- Wtedy ludzie żyli wolniej, zajmowali się głównie rolnictwem, a pory roku wyznaczały rytm pracy. Nie było dróg pokrytych asfaltem i wszyscy sprawiedliwie brnęliśmy przez śnieżne zaspy, błoto lub kurz. - wspomina pani Marta - Teraz wiele się zmieniło. Doskonale to rozumiem. Drobne gospodarstwa nie zapewniały wystarczających dochodów, więc ludzie zaczęli szukać swojego miejsca w pracy poza rolnictwem. Często wiązało się to ze zmianą miejsca zamieszkania.

Pozostawały puste domostwa. Dzisiaj wracają, remontują stare lub budują nowe domy. Cieszy mnie to bardzo, bo to naprawdę piękne miejsce na Ziemi. Tak piękne, że interesują się nim także ci, którzy nigdy tu nie mieszkali.
Od dziecka miałam bzika na punkcie ochrony przyrody. Trudno mi pogodzić z wycinką pięknych, starych drzew. Niejednokrotnie było to powodem konfliktów z ludźmi, którzy w sposób bardziej praktyczny podchodzili do tego tematu. Ale może miało to jakieś znaczenie...
Swego czasu dużo energii włożyła w to, by stary, ponad dwustuletni dąb w Bronicach, stał się pomnikiem przyrody. Przy okazji zinwentaryzowane zostały też inne drzewne unikaty: katalpa sercolistna, iglicznia trójciernista (tzw. cierniowiec) oraz stary jesion. Angażowała się też w protest przeciwko planowanej osiem lat temu lokalizacji wysypiska śmieci w Bronicach.
Życie na rzecz lokalnej społeczności, interesowanie się miejscowymi sprawami wynikało też z jej pracy zawodowej.

SZKOŁA

- Przez dziewięć lat pracowałam w szkole w Bronicach. Potem, gdy zlikwidowano tę szkołę, zaczęłam pracę w Szkole Podstawowej im. A. Mickiewicza w Piotrowicach, gdzie pracuję do chwili obecnej - opowiada o zawodowej ścieżce. - Po maturze chciałam studiować polonistykę. Bardzo podobał mi się ten kierunek studiów. Myślę, że w dużej mierze dzięki mojej pierwszej nauczycielce z podstawówki pani Lucynie Chudy. Ostatecznie jednak skończyłam nauczanie początkowe i podyplomowe studia z zakresu psychoprofilaktyki na UMCS.

Niechętnie mówi o życiu osobistym. Za to mile wspomina naukę w studium kulturalno-oświatowym w Krośnie.
- Kiedy, mimo zdanego egzaminu nie dostałam się na polonistykę wyjechałam do Krosna. To była niezwykła przygoda, poznałam niesamowitych ludzi. Między innymi zmarłego niedawno aktora i reżysera Jana Machulskiego, który reżyserował wówczas wystawianą na dyplom sztukę "Rewizor" Mikołaja Gogola oraz jego żonę Halinę. Moim kolegą z roku był Marcin Daniec. To było pierwsze dłuższe rozstanie z domem rodzinnym - uśmiecha się na wspomnienie tamtych lat. - Ale już wtedy wiedziałam, że to nie na zawsze, że wrócę.
Jej zainteresowania i umiejętności teatralne przydają się cały czas w pracy z dziećmi.

ZARADNA RADNA

Jedna z czterech pań w radze miasta, wybrana na przewodniczącą, by ocieplić, załagodzić napięte stosunki w Radzie Miasta po emocjonujących wyborach w 2006 roku. Ma swoich sympatyków i przeciwników, ale wytrwale pracuje na rzecz gminy i rodzinnej miejscowości.
- Oczywiście jest jeszcze wiele potrzeb, bo wieś ma rozrzuconą zabudowę i trudne ukształtowanie terenu, dlatego nie jest łatwo zadowolić wszystkich. - tłumaczy - Jednak podczas mojej kadencji udało mi się uzyskać poparcie rady, skutkujące budową czterech dróg, przy czym dwie z nich mają naprawdę ogromne znaczenie dla poprawienia życia mieszkańców. Bardzo dobrze układa mi się współpraca z sołtysem wsi, Ryszardem Łowczakiem, który ma żyłkę społecznika i znakomicie orientuje się w potrzebach mieszkańców, a w szczególności młodzieży Strategiczne położenie, zadowalająca infrastruktura drogowa czynią Bronice przyjaznymi dla ludzi dojeżdżających do pracy i szkół do Nałęczowa, Lublina czy Puław.
Często stresująca praca w samorządzie, cotygodniowe dyżury w urzędzie i rozmowy z petentami o różnym sposobie bycia, do tego codzienna praca w szkole dają się czasem we znaki. Wtedy najlepiej odpoczywa uciekając "w pola", najchętniej z psem, bo wówczas może sobie pozwolić na komfort "nicniemówienia", co nie jest możliwe w szkole, jeśli ma się nauczyć liczną grupkę kochanych, ale niezwykle aktywnych werbalnie i rozbrykanych siedmiolatków

WRAŻLIWA I PRZEBOJOWA

- Moje zainteresowania są bardzo różnorodne. Lubię przyrodę, zwierzęta, nie wyobrażam sobie życia bez dobrej książki, filmu, muzyki, poezji, sztuki. Na bieżąco śledzę wydarzenia polityczne, oglądam programy informacyjne. Lubię też bezpośrednie kontakty z ludźmi i rozmowy "o życiu". Ale również nie mogę przejść obojętnie obok ładnego samochodu czy motocykla. - mówi miłośniczka małej, czarnej pumy marki ford - Myślę, że to zainteresowanie jest zakorzenione gdzieś we wczesnej młodości. Ponieważ nie mam brata, często musiałam pomagać ojcu przy naprawach różnych leciwych maszyn rolniczych i traktora. Podawałam mu potrzebne narzędzia, starając się nie pomylić. Zawsze się rwałam do jazdy, więc kiedy ojciec stał się szczęśliwym posiadaczem WSKi, nauczyłam się jeździć na tym motorze. Kiedyś marzył mi się Triumph Bonneville...To taki piękny angielski klasyk. Ale to niespełnione marzenie, jakich wiele.
Pani Marta, najbardziej chyba zadziwia tym, że ma też prawo jazdy ma traktor, no i że kiedyś skakała ze spadochronem. Odważna chłopczyca - lubi nosić spodnie, traperki. A funkcja reprezentowania rady miasta na różnych imprezach kulturalnych, sportowych, galach, festiwalach, wyjazdach zagranicznych do miast partnerskich. wymaga elegancji...
Mamy pięć miast partnerskich w trzech z nich byłam. Największe wrażenie wywarł na mnie wyjazd w 2006 roku do Siergijewki na Ukrainie. Gościliśmy na festiwalu tańca, gdzie występował zespół "Galatea" z NOK. Do tej pory mile wspominam niesamowitą 27 godzinną podróż w jedną stronę, spotkania z Polakami, Odessę, niesamowite wschody słońca i różnorodność, zderzenie kultur wschodu i zachodu.

OD KUCHNI

- Lubię gotować, ale tak żeby się nie namęczyć, więc preferuję potrawy jednogarnkowe - mówiła Pani podczas prezentowania parzybrody w jednej z konkurencji w Poniatowej, podczas II Turnieju Gmin KLW.
- Ciągle eksperymentuję, nie mam zwyczaju korzystać z przepisów kulinarnych, więc rzadko udaje mi się powtórzyć smak potrawy. Z dużą swobodą traktuję też dobór składników i ich proporcje. Używam za to dużo ziół, przypraw i oliwy z oliwek. Mam oczywiście dania, którymi mogę się pochwalić. Myślę, że całkiem nieźle wychodzi mi świąteczny bigos, żurek, dania warzywno-mięsne oraz różnego rodzaju pierogi i sałatki, no i jeszcze pieczone mięsa i pasztety. Gorzej jest z pieczeniem ciast. Nie przepadam za słodkimi deserami, a więc nawet nie podejmuję się wypieków z różnymi wymyślnymi nadzieniami. Zresztą, w przypadku ciast obowiązują już jakieś proporcje, nie można sobie pozwolić na eksperymenty. Z niezłym efektem natomiast poruszam się w świecie placków drożdżowych, bo w tym wypadku baza pozostaje niemalże taka sama, ale za to jakie szerokie spektrum nadzienia: ser, mak, bakalie, sezonowe owoce, kasza, kapusta ... i co się tylko chce. A ich zapach jest nie do podrobienia....

W ŚWIĄTECZNYM NASTROJU

- Niezapomniane święta to wszystkie święta z okresu dzieciństwa. Nigdy potem nie pamiętam, żebym tak się cieszyła, gdy miały nadejść. I chociaż każdego roku przygotowaniom towarzyszyła trochę nerwowa atmosfera, to gdy już nadszedł dzień wigilii i zapłonęły prawdziwe choinkowe świeczki w maleńkich lichtarzykach, a przy stole usiedli wszyscy w komplecie: rodzice, dziadkowie, najbliższa rodzina i ja z moją siostrą, to cóż może się z tym równać?
Za moment szczególny czas - święta Bożego Narodzenia, czas życzeń...
- Na te Święta i Nowy Rok życzę moim koleżankom i kolegom radnym, wszystkim pracownikom i działaczom samorządowym oraz mieszkańcom naszej gminy zgody i wzajemnej życzliwości, szczerych przyjaciół, mądrych życiowych decyzji, dających przeświadczenia, że to, co robimy może dać komuś radość, ułatwić, a nie utrudnić życie, i aby krótkie, proste, ale magiczne słowo "dziękuję" było tym, które wypowiemy i usłyszymy najczęściej od obcych, rodziny, przyjaciół. Te życzenia, wraz z moją ulubioną kolędą "Cicha noc", dedykuję również Pani, Bogusiu, i Pani bliskim.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Bogumiła Wartacz
(0 głosów)