Napisane przez  RK
11
Kwi
2008

Opowiastki z życia uzdrowiska

W trakcie mojej ponad kilkunastoletniej pracy z gośćmi uzdrowiska zetknąłem się z szerokim wachlarzem postaci. Kontakty z ludźmi mogą sprawiać wiele radości i przynosić mnóstwo ciekawych doświadczeń. W moich opowiastkach pojawiają się osoby, w zdecydowanej większości, jak to mawiają w "Teleexpresie" - "pozytywnie zakręcone", a więc odbiegające swoim zachowaniem, zainteresowaniami i stylem bycia od powszechnie przyjętej "średniej".

Tym razem chciałem opowiedzieć o najbardziej pechowej osobie, jaką udało mi się spotkać. Czasami bowiem tak jest, że problemy się piętrzą z bliżej niewyjaśnionego powodu i przywykliśmy mawiać wtedy "jak pech, to pech".
Spotkałem kiedyś przedstawicielkę jednej z większych firm farmaceutycznych, która zaczynając pracę na nowym stanowisku postanowiła zorganizować spotkanie integracyjne dla swoich przełożonych i współpracowników z innych oddziałów. Prywatnie była to niezwykle miła, sympatyczna i urocza dziewczyna o imieniu Monika. Ze względów finansowych przedsięwzięcie nie było zbyt rozbudowane, a obejmowało prezentację firmy w sali konferencyjnej, a następnie obiadek i wspólne ognisko, jako że właśnie był maj i nie sposób było wytrzymać w murach, obserwując przez okno przepiękne "okoliczności przyrody" nałęczowskiej. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że w pewnym momencie problemy zaczęły się pojawiać jeden za drugim. Gdybym nie obserwował tego na własne oczy, pewnie nigdy bym nie uwierzył.

Bus, który miał przywieźć kilku specjalnych gości, obcokrajowców z dworca PKP z Lublina do Nałęczowa na ul. Paderewskiego, zawiózł gości na ul. Paderewskiego, ale...w Lublinie. Zanim zorientowano się o co chodzi, godzina uroczystego rozpoczęcia prezentacji wybiła i minęła jeszcze prawie cała kolejna godzina, zanim specjalni goście zawitali w hotelu. W tym samym czasie prezes firmy, po przyjeździe na parking w jakiś dziwny sposób zatrzasnął swoją elegancką limuzynę z włączonym silnikiem, z rzeczami i laptopem, na którym przygotowana była prezentacja, będąca zasadniczą kwestią spotkania. Po dwugodzinnym opóźnieniu, po kontakcie z najbliższym dealerem cudem odblokowano samochód. Następnie zebrani na sali wysłuchali wystąpienia prezesa, który czas prezentacji skrócił do minimum i sprawnie zaprosił wszystkich na integracyjny wieczorek przy ognisku. Gdy nieco wygłodniali goście znaleźli się już na dworze, wokół ogniska, i zapragnęli zasmakować przysmaków regionalnej kuchni, niepozorne dotychczas chmurki sprawiły istną zlewę zmuszającą uczestników do powrotu do hotelu. Zmoczeni goście przeszli do pokoi, a obsługa przystąpiła do przenoszenia kolacji do restauracji. Uroczysta kolacyjka rozpoczęła się po prawie 3 godzinach opóźnienia i trwała zaledwie pół godziny, gdyż niezwykle głodni goście w szybkim tempie zjedli wszystko co było w menu i, zmęczeni, poszli spać. Następnego dnia główna organizatorka niemal załamana, bez słowa opuściła hotel.

Całkiem niedawno spotkałem ją i wspomnieliśmy tę jedyną w swoim rodzaju imprezę inaugurującą jej pracę. Dodam tylko, że dziś po prawie 10 latach od tamtego dnia pani Monika jest szefem strategicznego wydziału swojej firmy.

Radek Kisielewski
(0 głosów)