Napisane przez  MK
27
Maj
2005

Wspomnienia Czesława Sołdka ps. Biały (10)

Cz. 10. Aresztowanie Komendanta i koniec okupacji
   Na początku zimy 1944 roku nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności aresztowany został Komendant Batalionów Chłopskich w Gminnie Nałęczów Józef Sołdek. ps. Bernard.
Jego obowiązki przejął mój brat Tadeusz Sołdek ps.Zawierucha. Bernard nie doczekał kresu okupacji, zginął w marcu 1944 w niemieckim wiezieniu na Zamku Lubelskim. Do końca pozostał wierny złożonej przysiędze i nie zdradził współtowarzyszy mimo, że był okrutnie torturowany.

   Zbliżał się koniec okupacji. 20 lipca 1944 roku do Nałęczowa dotarła pierwsza fala wycofujących się ze wschodu wojsk niemieckich. Wkrótce po mich drogi zapełniły się cywilnymi uciekinierami pomieszanymi z resztkami niemieckich i ukraińskich oddziałów. Nastąpiło spontaniczne rozbrajanie niedobitków i maruderów przez partyzantów z BCh i AK.
   Tego dnia jechałem swoim wozem do Wąwolnicy. Tuż po wyjeździe z wąwozów nałęczowskich zostałem zatrzymany przez nieznajomą kobietę. Powiedziała żebym nie wyjeżdżał na ulice, ponieważ pełno tam Niemców. Stwierdziła też, że Niemcy rekwirują napotkane wozy oraz zabierają ze sobą woźniców. Wielu spośród zatrzymanych tego dnia nigdy nie wróciło do domów. Posłuchałem się i zawróciłem moje konie do lasu.
   Z miejsca, w którym stanąłem dobrze widziałem drogę. Wkrótce pojawiło się na niej czterech Niemców wraz z kuchnią polową ciągniętą przez konia. Nie zdążyli jednak przebyć 100 metrów, gdy nagle zostali otoczeni przez partyzantów BCh. Zaskoczeni Niemcy zostali szybko wciągnięci do wąwozów - obecna ulica Chmielewskiego - i rozbrojeni. Jeden z partyzantów pojechał dalej z kuchnią w stronę lasku "grzebułek", pozostali popędzili schwytanych Niemców dalej. Dosłownie kilka minut później, przejechała kolumna ciężarówek z niemieckimi żołnierzami.
   Nie była to jedyna akcja nałęczowskich partyzantów tego dnia. Zdołali oni też powstrzymać ewakuację niemieckiego posterunku w Czesławicach. Rozbrojono kilkunastu żołnierzy w tym oficerów oraz zabrano im konie i siodła. Konie te zostały później ukryte w naszym gospodarstwie. Opiekowałem się nimi przez kilka dni do czasu przekazania ich gospodarzom, którym Niemcy wcześniej zarekwirowali konie na podwody.

   24 lipca BCh-owcy zaatakowali pociąg pancerny w okolicach Drzewiec. Mimo że udało się uszkodzić tory i zabić kilku Niemców akcja nie zakończyła się powodzeniem. Atakujący zostali odparci, a pociąg pozostał nienaruszony. W odwecie za tą akcję Niemcy ostrzelali pobliskie zabudowania. Zmusili też kilku okolicznych gospodarzy do naprawy torów. Żaden z nich już nie powrócił do domu. Wiem jednak, że pociąg nigdy nie dotarł do celu. Kilkadziesiąt kilometrów dalej zastał wykolejony przez inną grupę partyzantów.
   Wojna się jeszcze nie skończyła, ale okupacja niemiecka miała się już ku końcowi. Czekałem na ten dzień z utęsknieniem. Wszędzie wokoło Niemcy uciekali w popłochu. Myślałem, że oto nadchodzi dzień, w którym skończy się moja poniewierka, ukrywanie się po większych akcjach u obcych ludzi, a także strach przed dniem jutrzejszym. Walczyłem z wrogiem o Wolną Polskę, walczyłem jak tylko mogłem, ratując często życie kolegom z oddziałów partyzanckich.

   Jeden z dawnych kolegów z BCh przed kilkoma laty będąc w szpitalu w chwili, gdy odwiedzała go moja żona Marta, prosił żeby przekazała mi gorące podziękowania za kilkukrotne uratowanie mu życia i że mógł dożyć starości. Mówił żonie: "Czesiek miał jakiś instynkt wewnętrzny, że jak tylko groziło nam niebezpieczeństwo zawsze był w pobliżu i ostrzegał nas. Był to Edward Zielonka z Charza B, ps. "Jaskółka".
Opracował Michał Kowalczyk
(1 głos)