Napisane przez  MS
18
Sie
2007

Wspomnienia Czesława Sołdka ps. "Biały" (20)

Cz. 20: To były ciężkie czasy
To były ciężkie czasy i zarazem smutne czasy. Biorąc pod uwagę moją rodzinę, to ten system komunistyczny dobrze namieszał w głowach moich bliskich, nawet członków rodziny.

W czasie wojny wszyscy razem walczyliśmy ramię w ramię o wolność ojczyzny, o wolność narodu całą rodziną, razem z rodzicami, bo taka była potrzeba. Każdego dnia i każdej godziny narażeni byliśmy na śmierć, ale każdy robił to, co do niego należało. Ja jako najmłodszy z członków rodziny najczęściej byłem wysyłany do wykonywania zadań partyzanckich tam, gdzie było najniebezpieczniej i najtrudniej, ale jako młodzieniaszek byłem zadowolony z zaufania starszych dowódców, w tym mojego rodzonego brata tadeusza, dla którego byłem prawą ręką do wykonywania najcięższych zadań. Nieraz po wykonaniu jakiegoś zadania plecy moje ociekały krwią, np. przy przewozie broni w biały dzień przed nosem esesmanów, o czym pisałem w jednym z odcinków wspomnień.

Istniejąca polityka w późniejszym czasie poprzewracała w głowach wielu ludziom żądnym sławy i stanowisk tak, że zapomnieli zaszczytami podzielić się z tymi, którzy też przyczynili się do ich zdobycia. Dla mnie zapłatą za moje poświęcenie było miano więźnia politycznego okresu komunistycznego, którego należało się wyrzec, jako członka rodziny, bo był skazany za walkę w podziemiu o wolność. Nawet wyrzucono mnie z rodziny i uważano za kogoś obcego - za nieznajomego - za człowieka, który przypadkowo nosi takie samo nazwisko i przypadkowo zjawił się tu w Nałęczowie, ale to żaden krewny i znajomy. To "parszywa owca". Tak uważano, by nie narazić się nikomu. I po dzielnym rodzie obecnie pozostało tylko nazwisko - Sołdek. Jestem ostatnim z tamtych starych, dzielnych i odważnych Sołdków, którego nie zgniotła komuna, ale za to doczekał się sprawiedliwych czasów, gdzie zepchniętego na margines życia, po latach wydobyto z zapomnienia na powierzchnię życia.

Dziś wiem, że działałem tylko w słusznej sprawie i jestem z tego dumny. to nie jest niczyją winą, że takie zachowania miały wobec mnie miejsce. Tłumaczę sobie, że to tylko wina prowadzonej polityki w okresie komunizmu, gdzie brat - brata musiał wyrzekać się dla dobra swojej egzystencji.

Prześladowany i odrzucany byłem do 1976 roku, później już było mi lżej, gdyż miałem oparcie i obronę w mojej żonie. Ożeniłem się po raz drugi w marcu 1976 roku z Martą, z którą do dziś żyjemy i pracujemy razem.

Do druku podała Marta Sołdek
(0 głosów)