Napisane przez  red
22
Lut
2004

Czy na ciszy i spokoju można zarobić?

Wielokrotnie słyszałem od mieszkańców Nałęczowa, zwłaszcza od tych, którzy prowadzą jakąkolwiek działalność gospodarczą - rynkową, że "biznes kiepsko idzie no bo takie czasy". Faktycznie obecne warunki gospodarcze nie sprzyjają robieniu kokosów. Często słyszałem również dodatkowy zarzut pod adresem Nałęczowa - "przecież tu się nic nie dzieje", "kto tu przyjedzie skoro tu NIC nie ma".

   Wnioski mieszkańców Nałęczowa i pytanych przez mnie przedsiębiorców mają swoje uzasadnienie, bo utrzymanie swojego biznesu i dodatkowo za jego pomocą utrzymanie swojej rodziny to nie łatwe zadanie. Jednak patrząc z drugiej strony widać, że inwestorów i działań na rzecz zmiany wizerunku Nałęczowa bynajmniej nie brakuje. Kto wie zatem jakie oblicze będzie miał Nałęczów jako polskie miasto uzdrowiskowe, ale już w Unii Europejskiej. Czy staniemy się nowoczesnym uzdrowiskiem perfekcyjnie obsługującym chcących podreperować zdrowie czy też wykorzystamy bagaż przeszłości i staniemy się również miasteczkiem modnym.
   Obawiam się, że nowoczesność i perfekcja może nam nie wystarczyć.
   Chciałem zwrócić tu uwagę na jedno miejsce na tej ziemi, które odwiedziłem zupełnie przypadkiem, a które żyje znakomicie niemal dzięki temu, że jest niejako z dala od wielkomiejskiego gwaru i hucznej rozrywki. Dodam więcej, miejsce to ma swój klimat nie tylko ten wyznaczony warunkami geograficznymi, ale również specyficzną atmosferą wynikającą z kontaktów międzyludzkich.
   Miejscem tym jest niewielka wyspa duńska Bornholm znajdująca się na Bałtyku ok. 80 km od polskiego wybrzeża. Dostępna m.in. wodolotem w niespełna 2 godziny.
   Początkowo myślałem, że wyspa na której jest niewielki odsetek ludzi młodych, na której brakuje dyskotek i gwarnych knajp czy też szybkich barów Mc Donalds'a nie może istnieć turystycznie, ale myliłem się. Cisza i spokój, niewielki kontakt z tym co się dzieje na świecie, pełnowymiarowe obcowanie z wszechobecną naturą powoduje, że na wyspę przybywają tłumy turystów a ilość tych, którzy marzą o tym by osiąść na stałe na Bornholmie jest ogromna.

   Podstawą utrzymania mieszkańców Bornholmu jest przede wszystkim rolnictwo, rybołówstwo i turystyka. Można by powiedzieć, że nic szczególnego, bo takie miejsca zdarzają się wszędzie w Europie i nic w nich takiego szczególnego. Zgadza się, ale to co mnie najbardziej zadziwiło. Podam tylko kilka przykładów zadziwiających zwyczajów duńskiej wyspy.
  • Na Bornholmie brakuje policji, bo nie ma przestępczości. Drogówka pojawia się raz do roku na 2 tygodnie i to najczęściej w okresie nasilenia się ruchu turystycznego. Zaufanie mieszkańców do turystów jest tak wielkie że wyroby artystyczne kupuje się bez sprzedawcy, wprost ze stolika przed jego domem, pozostawiając należność na talerzyku obok wystawy.
  • Przed sklepami lub przystankami stoją tzw. rowery użytku ogólnego, gdzie w razie potrzeby można z nich skorzystać. Rower jest najpopularniejszym środkiem lokomocji a długość trasy rowerowej na wyspie przekracza 200 kilometrów.
  • Zwiedzając protestanckie cmentarze zauważyłem koło zabytkowej pompy wodnej równo ułożone narzędzia ogólnego użytku (grabie, miotełki, konewki) do pielęgnacji otoczenia.
  • Wielu mieszkańców zafascynowanych spokojnym życiem blisko natury, jeszcze przed śmiercią prosi o zamieszczenie na swoim grobie tylko imienia lub nawet tylko nazwy zawodu, który wykonywali na wyspie.
  • Otwartość mieszkańców jest tak duża, że wędrując w godzinach wieczornych nie koniecznie trzeba szukać pola namiotowego lub hotelu, gdyż właściciele posesji z przyjemnością udostępnią lokum pod swoim dachem.
  • Serdeczna pomoc mieszkańców i ich miłe odnoszenie się do turystów zadziwia na każdym kroku na stacji benzynowej, w sklepach, w restauracji i na ulicy;
  • Porządek, czystość a nawet sterylność wyspy jest szokująca. Mieszkańcy w gospodarstwach domowych nie hodują drobiu gdyż został on uznany za zbyt zanieczyszczający podwórka.
  • Wielkim poważaniem cieszą się ludzie mający duże pola uprawne. Zadziwia widok pól wypełnionych zbożem do samego brzegu asfaltu drogi.
       Jeżeli dołożymy do tego odrobinę historii wyspiarskiej, atmosferę szczególnego patronatu królestwa Danii, echa bitew morskich i specyficzny nastrój pielęgnacji tradycji rolnictwa, rzemiosła i rybołówstwa to wrażenia z pobytu graniczą z odczuciem obcowania z marsjanami. Podobnie również jak ceny poszczególnych usług i towarów. Podam tylko dla przykładu, że średnia porcja frytek z udkiem kurczaka kosztuje tam ok. 50 zł.

       To co urzeka turystów to kultura, porządek, specyficzna atmosfera i sympatia do przyjezdnych. Myślę, że wiedzą coś o tym mieszkańcy pobliskiego Kazimierza Dolnego. Bo to jest właśnie klucz do sukcesu. Oferta rozrywkowa, rekreacyjna i. t. p. choćby była najnowocześniejsza, których zresztą na świecie nie brakuje nie zapewni nikomu tego czego mu na co dzień tak naprawdę brakuje a za co dodatkowo potrafi zapłacić spore pieniądze. Ale trzeba pamiętać, że tę specyficzną atmosferę nie można wytworzyć po szkoleniu, po przeczytaniu podręcznika czy temu podobnych zabiegach, bo po prostu stanowimy ją my sami poprzez nasze nawyki i zachowania. Przykład Bornholmu potwierdza, że na warunkach klimatycznych oraz ciszy i spokoju można zarobić.
(0 głosów)