Napisane przez  BM
21
Wrz
2003

Carpe diem

Pierwszy raz widziałam je idące na basen do Sanatorium Rolniczego. Grupka roześmianych, rozśpiewanych dzieci trzymających się za ręce. Myślałam - "Może to one, ale nie wyglądają przecież na chore...". Krótka rozmowa z opiekunem, to jednak dzieci, które "leczą serduszko" w Nałęczowie.

   Kolejny sierpniowy poranek, upał jeszcze nie dokucza. Podążam na spotkanie do Sanatorium Związków Zawodowych Pracowników Gospodarki Komunalnej i Terenowej w Nałęczowie, które od pięciu lat rokrocznie gości przez trzy tygodnie dzieci na turnusach rehabilitacyjnych. Dyrektor Sanatorium p. Mirosław Kleczkowski na ten czas odmienia zwyczajny rytm życia tej placówki, bo młodzi pensjonariusze mają przecież inne potrzeby, zachowania niż dorośli.
   W tym roku na fundowany przez KRUS turnus rehabilitacyjny przyjechało 113 dzieci z 33 oddziałów KRUS-u z okolic Krakowa, Wrocławia, Poznania, Białej Podlaskiej, Białegostoku, Olsztyna, Warszawy, Łodzi, Zielonej Góry, Jeleniej Góry. To dzieci często z biednych rolniczych rodzin. Dzieci, nad którymi kiedyś lekarze pochylali się i z troską próbowali naprawiać błędy natury, przywracali do normalnego funkcjonowania ich serca. A rodzice drżeli na myśl o losie kruchego zdrowia swoich pociech. Bezsilni, czekali na diagnozę, na wynik operacji. Z tamtych czasów pozostały tylko blizny wzdłuż ich klatek piersiowych - pamiątka po dramatycznych chwilach. Dziś są rezolutne, radosne... Jednak niektóre dzieci już cały czas muszą uważać, by się nie przemęczać, nie biegać, nie skakać, nie wykonywać zbyt forsujących ćwiczeń, inne mogą więcej...

W "Kardiolandii"
   Już od progu sanatorium kolorowe prace autorstwa dzieci informują, że wkroczyło się na terytorium, gdzie mieszka ktoś wyjątkowy, pełen chęci tworzenia, zabawy. Kierownik kolonii zwanej "KARDIOLANDIĄ" p. Ryszard Zdziechowski- specjalista od spraw kulturalno- oświatowych opowiada o pomyśle nadania kolonijnego charakteru wnętrzu sanatorium, tak, by dzieci czuły się tu jak u siebie, polubiły to miejsce i nie kojarzyły tylko z zabiegami, ale i zabawą, wypoczynkiem, jak na prawdziwych koloniach letnich.
   Młodzi pensjonariusze mieszkają w dwu- i jednoosobowych wygodnych pokojach z łazienką. Są w różnym wieku, najmłodsze mają po 8 lat najstarsze 16. Tworzą 11 grup, każda z nich liczy od 9 do 12 osób i ma swojego opiekuna oraz nazwę. Są więc: "Mandarynki", "Amazonki" "13 - latki", "Wampirzyce", "Szalone serduszka" , "Pupilki Cioci Emilki", "10 Wspaniałych", "Luzaki", "Faceci w czerni", "Chwilowo bez nazwy", "Chochliki Moniki". Członkowie poszczególnych grup opracowali własne logo oraz wizytówki na drzwiach do swoich pokoi. Dzięki ich rysunkom poważny hol i korytarze sanatorium są weselsze.

Dzień zaczyna się o 7.30.
   Dzień kolonistów zaczyna się o 7.30. Pobudka, szybka poranna toaleta jeszcze z lekkim rozleniwieniem i o 8.00. śniadanie. Potem od 8.30 do 12.30 zabiegi, które przypominają, że to turnus rehabilitacyjny. Dzieciaki przemykają po korytarzach, wszędzie ich pełno. Jedne zbiegają na dół, gdzie są sale zabiegowe, inne na górę z kartami zdrowia w ręku na pomiar ciśnienia, badanie kontrolne do lekarza.
   Po wstępnym badaniu na początku turnusu przydzielono dzieciom zabiegi według ich indywidualnych potrzeb i wskazań lekarzy. W czasie turnusu korzystają z inhalacji, masażu klasycznego, kąpieli perełkowej, solankowej, które masują i rozluźniają pooperacyjne przykurcze, blizny. Nastolatki mogą leczyć także stany zapalne skóry przy trądziku. Natomiast zaordynowane zajęcia na siłowni, gimnastyka korekcyjna oraz pływanie w basenie wpływają na poprawę wad postawy. Kuracjusze uczestniczą też w grach i zabawach na świeżym powietrzu, wędrują, spacerują na miarę swoich możliwości. "Choroba tylko ogranicza im pewne rzeczy, bo trzeba regulować wysiłek (...) Są całe życie chore, ale co niektóre zwłaszcza te z ubytkami w przegrodzie międzyprzedsionkowej powinny być uznane za wyleczone. Dzieci z niewydolnością krążenia, z nadciśnieniem tętniczym kardiologicznie, alergicznie w naszym klimacie zrehabilitują się bardzo dobrze, gorzej w przypadku wad postawy, bo to za krótki okres. Wady postawy wymagają dłuższego leczenia, ale nawet w tak krótkim czasie na turnusie korzystają z tego, są sprawniejsze ruchowo, bawią się w grupie, kontaktują się z rówieśnikami, co wpływa na ich rozwój emocjonalny. Dzieci te powinny normalnie żyć, nie powinny myśleć o chorobie." - mówi dr Elżbieta Kliszcz opiekującą się żywiołowymi kuracjuszami.
   Po zabiegach rehabilitacyjnych czas na przygotowanie się do obiadu. O 13.00 stołówka znów się zapełnia. Potem poobiednia drzemka, taki krótki odpoczynek przed zajęciami, tym razem z programu kulturalno- oświatowego. Pan kierownik R. Zdziechowski zadbał o urozmaicone i ciekawe spędzanie czasu dzieci w sanatorium. Co dzień w planie są jakieś atrakcje: chrzest kolonistów, kilka razy w tygodniu dyskoteka, konkurs fryzur, konkurs tańca, pokaz mody, konkurs "Idol", śluby kolonijne. Coś na sportowo: rozgrywki w tenisa stołowego, badmintona, podchody ekologiczne, spartakiada kolonijna. Także wycieczki do ciekawych miejsc w Nałęczowie i okolicy- do Kazimierza Dolnego i Kozłówki, także turniej wiedzy o Nałęczowie. Pokłosiem zorganizowanego tu konkursu na rzeźbę ekologiczną są interesujące prace wykonane z butelek, kartonów po napojach, patyków, folii: "Ekologiczny Święty", "Ekologiczna Krowa"- zwyciężczyni konkursu- daje mleko w postaci wody mineralnej, "Eko - kierownik ", "W pustyni i w paszczy", "Byleconieco", "Pinokio".
   W przerwie zabawy od 18.00 do 18.30 czas na małe "co nieco", czyli kolacja. A potem kontynuacja dobrej zabawy czy to przy blasku płonącego ogniska ze śpiewem, kiełbaskami i kukurydzą, czy w dających pole do popisu każdemu konkursach. Zmierzch letniego dnia zaprasza do łóżek. Sanatorium tętniące życiem i odgłosami dzieci od parteru, aż po dach cichnie od godziny 22.00.

Refleksje
   "Kadra administracyjna z wielką życzliwością podchodzi do swoich gości. Niektórych dzieci irytują, traktowane są jak intruzy, tu tego nie ma, jest wyrozumiałość dla ich żywiołowości, gwaru"- mówi p. Ryszard, sam mający wielkie serce dla dzieci, z którymi pracuje od 18 lat. Jest nauczycielem dyplomowanym i na co dzień pracuje z trudną młodzieżą, choć skończył też studia prawnicze. Lubi swoją pracę, powołanie, ale często czuje się bezsilny, gdy nie może odmienić na dobre losu niektórych swoich podopiecznych....
   O wakacyjnej pracy w "Kardiolandii" mówi: "Tu żaden dzień nie może być stracony, musi być kreatywny, twórczy, po prostu "carpe diem"." Zaraża i mnie swoim optymizmem, pozytywną energią.
   Odchodzę odmieniona spotkaniem z niesamowicie "szalonymi serduszkami", mówiącymi do mnie "ciociu", które są tak zaabsorbowane rozmowami z koleżankami, kolegami, że nie zauważają tego. Może myślą, że tak, jak ich opiekunki, które z rozbrajającą szczerością nazywają "ciociami", powrócę do nich za chwilę...
   W holu przy stoliku siedzą dziewczęta, chichocząc podają sobie karty flirtu towarzyskiego... Czekają na swoją kolej na zabiegi. W ich oczach mimo wszystko radość i wola, by żyć, chwytać każdy dzień i cieszyć się tym, co im przynosi, czekać na przyjaźnie, pierwsze zauroczenia... Pełnią swego serca...
B. Miła
(0 głosów)