Napisane przez  Stefan Butryn
22
Kwi
2004

O czym mówią ruiny Nałęczowa

Czas działa destrukcyjnie na wszystko wokół nas. Jego zębowi nic się nie ostoi. Człowiek, przyroda, budowle i nie tylko. Budowle zależą jednak w dużej mierze od człowieka, od jego mądrości i dbałości. Jeżeli budowla nie posiada stałego i mądrego gospodarza, starzeje się i ginie jak chory, opuszczony człowiek.

   Widać to wyraźnie na przykładzie Nałęczowa, w którym pięćdziesiąt lat temu nie było ruin i zniszczenia mimo wojny, Niemców i bomb. Dzisiaj przy kilku ulicach przerażają i budzą niesmak u mieszkańców Nałęczowa i kuracjuszy, którzy muszą codziennie oglądać zaniedbane ruiny i place.

   Oto na rogu ulic Głębocznica i Poniatowskiego straszą kikuty kominów i mury ścian bezpańskiego domu, spalonego, zbutwiałego siedliska szczurów i myszy. Jeszcze w latach pięćdziesiątych mieścił się tam internat uczniów Liceum Sztuk Plastycznych a w czasach późniejszych była tam kawiarnia "Malwa".
   Willa ta, zresztą bardzo brzydka i przypominająca dworski spichlerz była zbudowana w końcu XIX wieku przez rodzinę Kubaszewskich. Podobno w 1906 roku mieściło się tu przedszkole a w pewnym okresie mieszkała tu z rodzina Ewa Szelburg. Dzisiaj te żałosne i szpetne ruiny czas zrównać z ziemią i wybudować cos bardziej reprezentacyjnego, a nie lać łez nad dawna brzydota jak czynią to konserwatorzy.

   Również przy tej samej ulicy Poniatowskiego stał jeszcze po wojnie zamieszkały przez bezdomnych (którym też Nałęczów podobał się) tzw. żydowski hotel o pięknej nazwie "Polonia". Ponieważ mieszkający zaprószyli ogień i hotel mocno się wypalił - gmina wybudowała im nowy blok przy ul. Partyzantów i tam ich osiedlono. Hotel został rozebrany a na jego miejscu znajdują się warsztaty i baza samochodowa Gospodarki komunalnej, z czego maja dużą korzyść mieszkańcy Nałęczowa.

   Na styku ul. Armatnia Góra i Paderewskiego, po zachodniej stronie sterczą ruiny ścian willi "Gwizdanowka". Należała niegdyś do Żyda Pinkusa Rozenberga, potem do Lubaczewskiego i Czesława Jendruszyna.
   W latach 1948-51 mieścił się tam internat nowopowstałej szkoły, Prywatnego Wiciowego Liceum Technik Plastycznych, przemianowanej po upaństwowieniu na Liceum Sztuk Plastycznych. W późniejszych latach mieszkali tam nauczyciele Technikum Ekonomicznego z Wąwozów. Po opuszczeniu przez wyżej wymienionych mieszkańców willa popadła w ruinę, a jej właściciele, dziś nieznani ogółowi, nie interesują się ruiną.

   W niedalekiej odległości od "Gwizdanówki" przy ulicy Głowackiego u stóp sanatorium ZNP wcina się w zbocze góry niewielki plac ze studnią w tle. To miejsce, gdzie niedawno stała willa "Jasna", własność rzeźbiarza i właściciela Szkoły Rzeźby, która mieściła się w tejże willi.
   Po drugiej wojnie światowej, w 1948 roku, działacze "wici", przy pomocy J. Żylskiego, otworzyli tu Prywatne Wiciowe Liceum Technik Plastycznych. Po wyjściu stąd szkoły, powstały tu warsztaty Artystycznego Przemysłu Drzewnego. Po śmierci Jana Żylskiego, spadkobiercy sprzedali willę istniejącemu obok sanatorium ZNP. Nabywający dyrektor P. planował po remoncie willi utworzyć tu mieszkania dla pracowników. Jednak po jego odejściu nowa dyrektor Pani Ch. nie myślała zajmować się remontem i poleciła rozbiórkę willi. Dzisiaj tylko studnia przypomina, ze tętniło tu ciekawe życie szkolne w którym brał udział niżej podpisany.

   Tuż za gmachem Sanatorium dla Rolników, w stronie południowej, wśród pokrzyw i zielonych krzewów straszą jak ruiny czworaka dworskiego, należącego do Małachowskich a potem do Górskich. Pod koniec XIX wieku znajdował się w tym budynku hotel żydowski Cwajchafta.
   Po likwidacji hotelu w czworaku zamieszkał z żona syn inżyniera Michała Górskiego, junior - również Michał, inżynier rolnik. Po śmierci Michała rodzina jego przeniosła się do Lublina, również inni lokatorzy, w miarę jak czworak zapadał się w zimie a jego ściany pękały, przenosili się w inne miejsca. I tak od trzydziestu lat straszą duchy Nałęczowa w tej ruinie. Nowi właściciele nie kwiapią się żeby te ruiny zlikwidować. Może za parę lat również sąsiedni dwór Górskich zawali się pod ciężarem czasu i brakiem opieki.Także stojąca obok dworu oficyna zawaliła się strasząc pustymi oknami, do niedawna także tam mieszkali biedni ludzie z Nałęczowa.

   Idąc od dworu górskich ulicą 1 Maja dochodzimy do ul. T. Kościuszki. Na styku tych dwóch ulic dziwi turystów i kuracjuszy rozległy ugór, pełen chwastów, tak jakby był bezpański. A tak niedawno stały tutaj trzy wille i mała chata, pełne ludzi - mieszkańców i letników. Wszystkie te budynki tragicznym zbiegiem okoliczności albo głupotą decydentów zostały za grosze wywłaszczone, rozebrane, że nie pozostał po nich kamień na kamieniu.
   Pierwsza to była murowana willa (o ciekawej architekturze), własność rodziny Krajewskich. Wybudowana na początku XX wieku przez Leopolda Krajewskigo, rzemieślnika z kręgu Towarzystwa Towarzystwa Oświatowego "Światło" który współpracował z grupą S. Żeromskiego w latach 1905-1908, a i później był czynnym członkiem koła "Światła".
   Druga willa była własnością Józefa i Emilii Oreszczyńskich, zbudowana na początku XX wieku. Józef Oreszczyński był również czynnym członkiem Towarzystwa Oświatowego "Światło" i był bardzo zaprzyjaźniony z Żeromskim. Posiadał jego zdjęcie z dedykacją. Córka Oreszczyńskich, Kazimiera, do końca życia prowadziła pensjonat i wydawała obiady letnikom. I po tej willi, ciekawej w formie, nie pozostał kamień, a przez środek placu niedoszli inwestorzy wykopali wielki wąwóz nie wiadomo po co. Inwestorem miała być Spółdzielnia Inwalidów z Lublina, która sama splajtowała.
   Trzecia willa, która podzieliła los poprzednich, murowana, usytuowana obok góry Jabłuszko, zbudowana jak i poprzednie na gruncie zakupionym od Michała Górskiego na początku XX wieku. Zbudował ją dla siebie Władysła Jackowski, tapicer, rzemieślnik, związany z działalnością koła "Światło". Należał do grupy rzemieślników, którzy brali udział w odczytach organizowanych przez "Macierz Szkolną" i "Światło" by oderwać lud od nudów i pijaństwa. Ciekawe wykłady lekarzy o higienie, szkodliwości palenia tytoniu, i picia alkoholu podnosiły poziom umysłowy i moralny miejscowej społeczności, o czym pisał Żeromski w "Nawracaniu Judasz".
   Patrząc na listę ofiarodawców z Nałęczowa, łożących na budową Ochrony, widzimy, że każdy z tych trzech wymienionych dawał zawsze po 1 rublu, tak jak dawała 1 rubla Oktawia Głowacka, żona B. Prusa. Wracając do losów budynku, spotkał go ten sam los co poprzednie. Został wywłaszczony i zburzony jak i tamte, a spadkobiercy Wł. Jackowskiego zmuszeni zostali do nabycia mieszkań w blokach Spółdzielni Mieszkaniowej, która sama wyrosła na terenach wywłaszczonych przez gminę za marne grosze od R. Sieczkowskiego, Bartyzlów, Zubrzyckich, Gawlikowskich, Borkowskich i Sudzińskich.
Stefan Butryn
(1 głos)