Napisane przez  BW
18
Lis
2007

Wstępniak... czyli Po awansie optymistycznie

Polscy piłkarze awansowali do Mistrzostw Europy po raz pierwszy w historii! Czy to pierwszy z cudów Donalda Tuska, z których kpiła nowa opozycja? Ekskoalicjanci odchodzą do lamusa albo za kratki, a król strzelców zakasował polityków w rankingach popularności. Nawet najwyższa wyborcza frekwencja i euforia zwycięzców, niebywale długa cisza wyborcza, a potem cisza obrażonej głowy państwa majaczą już za mgłą zapomnienia. To już było, teraz na topie jest znów Smolarek. Mamy nowego bohatera narodowego, a może niebawem przybędzie i Euzebiuszów, to ładniej niż "Gadocha".

Nie każdy lubi sport? Z różnorodności, wielości w takich momentach- przełomowych, historycznych tworzymy jedność. Lubię patrzeć na radość ludzi, gdy całą, niezliczoną masą są w ekstazie radości, euforii. Lubię czuć to ulotne odczucie szczęścia, którego nieustannie szukamy i pragniemy, ale tak jakoś trudno je znaleźć. Cóż niejeden filozof usiłował zdefiniować owo bezcenne szczęście. Takie doniosłe momenty solidaryzują ludzi, wyzwalają spontaniczność. Sprawiają, że chwilowo wygasają konflikty, kłótnie, znikają wzajemne urazy, przygasają... Bo poraża je blask szczęścia. Jednak na trybunach siedzą też przegrani, którzy nie podzielają euforii, to ich drażni. Okazuje się, jak trudną sztuką jest umiejętność przegrywania, pogodzenia się z wynikiem, bez szukania zastępów winnych. Co mecz to przecież nowi wygrani i pokonani. Ta sinusoida życia jest tak zaskakująco urozmaicona, że niespodziewanie jesteśmy raz na wozie, raz pod wozem. Tak dla równowagi, jakiejś sprawiedliwości. Więc nauczona brutalnym życiowym doświadczeniem chwytam każdą taką chwilę szczęścia na zapas. Czasem są to historyczne chwile, przełomowe jak ostatnio 21 października, 17 listopada. I inne daty, również te tradycyjnie wpisane w naszą historię, troskliwie co roku czczone. Czy tak cieszyli się Polacy z odzyskania niepodległości osiemdziesiąt dziewięć lat temu? Niektórzy nie czują dziś już nic do tej daty.

A przecież to był historyczny awans! Polacy wreszcie zagrali na własnym boisku w barwach narodowych. Zeszli z ławki rezerwowych, gdzie oczekiwali rok, dwa, trzydzieści, sto dwadzieścia trzy lata na wejście do gry z hymnem narodowym na ustach, w tle łopoczących biało-czerwonych flag. Uczę się ciągle tej radości z wolności. Jak spadkobierca pamiątek oglądam je i zastanawiam się, jaką mają dla mnie wartość, ale nie materialną. Czy mogę się pozbyć historii jak zbytecznego balastu? Co roku w te szczególne dni: rocznic, świąt, jubileuszy nanizam niczym kolejny koralik odrobinę szczęścia. Te zapasy pomagają w chwilach zwątpienia, wtedy, gdy "człowiek człowiekowi wilkiem" i świat wydaje się okrutny. I pomaga dziecinna wiara w moc dobra, w dobroczynne działanie szczęścia, którego pierwszym objawem jest uśmiech. Gdy chłód i słońca coraz mniej, ogrzejmy się własnym uśmiechem, jest zaraźliwy, bardziej niż katar. Może rozpogodzić jeszcze kogoś obok, tak jak na olbrzymim stadionie aplauz i spontaniczność. Z ogromną nadzieją, ale i z "pewną taką nieśmiałością" patrzę na nowy rząd jeżdżący busem - wesołym autobusem, Zulu Gulę w Sejmie i aż samo mi się uśmiecha. Sceptyk powie, że jeszcze nieraz będzie nie do śmiechu - nic odkrywczego. Tak z sinusoidy wynika, ale ponoć optymiści mają się lepiej niż obrażeni na cały świat malkontenci. Znów się uśmiecham... Już trzymam kciuki za stadiony i za obwodnice. I na fali patriotycznych uczuć kupię sobie szalik kibica, przyda się na Euro 2012, na które pojedziemy obwodnicą - wszystko jedno czy do Warszawy, czy do Chorzowa... A tak na bieżąco, gorąco zapraszam do akcji, która daje radość i pomaga przetrwać godnie zimę, świąteczną zimę dzieciom i ich najbliższym, którym też brakuje szczęścia... Po raz 15. Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę.

 

Bogumiła Wartacz
(0 głosów)