Napisane przez  WDŁ
13
Lip
2008

Przygoda z historią

Galeria pod Lipami: Szczęśliwy finał trudu nałęczowskich zapaleńców

Brak w Nałęczowie galerii, w której mogliby wystawiać prace miejscowi artyści, dotkliwie odczuwają od lat wszyscy twórcy. Kilka lat temu, po gruntownym remoncie miejscowego domu kultury, wszyscy odetchnęli z ulgą. W obszernej sali na parterze mieszczącej pierwotnie kawiarnię "Artemea" znalazło się miejsce i na piękne pastele Róży Popek i na oryginalne rysunki Jana Stępnia. Radość trwała jednak krótko.

Kłopoty z galerią

Wynajęcie pomieszczenia restauratorowi, a potem właścicielowi kawiarni - galerii sprawiło, że miejsca w mieście na wystawy plastyczne czy też historyczne nie ma, bo małe salki w Liceum Plastycznym czy Nałęczowskim Ośrodku Kultury na piętrze trudno uznać za sale wystawowe. Dlatego pierwotny plan organizatorów jubileuszowej wystawy z okazji stulecia Szkoły Ziemianek zakładał ustawienie w parku Zdrojowym pawilonu, co sytuowało koszt zorganizowania pokazu w granicach stu tysięcy złotych. Kontrowersje budził też sam pomysł. Po co druga czy trzecia wystawa? - pytano.

Tymczasem okazało się, że potrzeby są rozmaite. Pięknie przygotowana - w formie szkolnego albumu z oryginalnymi fotografiami, pochodzącymi ze zbiorów specjalnych biblioteki miejskiej - przez Annę Wziątek, Katarzynę Wójcik i Małgorzatę Żywicką wystawa w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej im. F. Morzyckiej w Nałęczowie zaspokajała ciekawość tych, którzy są zaprzyjaźnieni z książką i odwiedzają księgozbiór miejski bardzo często. A co z resztą, czyli przede wszystkim z większością kuracjuszy oraz odwiedzających miasto podczas krótkich przyjazdów? Dlatego pomysł Izabelli Nowotny zorganizowania wystawy plenerowej w mieście i przekształcenia jej w ważny produkt turystyczny wydawał się bardzo uzasadniony.

Gdzie jednak postawić kilkadziesiąt banerów z fotografiami? Rozmowy koordynatorki projektu (realizowanego przez kilkanaście osób wchodzących w skład komitetu organizacyjnego jubileuszu, a przewidującego wiele różnych imprez i prezentacji) z decydentami miejskimi nie przyniosły początkowo rezultatu. Szybko zareagował pozytywnie jedynie ks. Zenon Małyszek administrujący Dom Rekolekcyjny, dawny budynek Szkoły Ziemianek, który ochoczo przystał na ustawienie piętnastu plansz przypominających dawny wygląd szkoły w ogrodzie okalającym budowlę. Ostatecznie zrozumienie dla projektu wykazał burmistrz Andrzej Ćwiek, który zdecydował o powołaniu do życia Galerii pod Lipami przed budynkiem Urzędu Miasta i Gminy oraz podjął się zaprojektowania podstaw metalowych pod osiemnaście plansz składających się na wystawę. Musiałam znów zmienić koncepcję prezentacji, ale wyszło jej to tylko na dobre.

Przywołać bliskich

Maria Hackenberg ze Strzelc szuka na zdjęciach swojej mamy, Heleny Szymczyk, która w latach trzydziestych była uczennicą nałęczowskiej szkoły. Podpowiadam przyjrzenie się fotografii dziewcząt jadących na dożynki do majątku państwa Śliwińskich w Antopolu. Pani Maria z radością odnajduje na zdjęciu swojego wuja Franciszka, który współpracował ze szkołą i woził często dziewczęta na podobne imprezy do pobliskiego majątku.

Muskularny czterdziestolatek głośno zwraca się do swojego towarzysza.- No jak, nie poznajesz. Przecież to nauczycielki ze szkoły: Tarkowa, Paciorek, Zasadowa... Młodzieniec niepewnie potakuje. Oglądają fotografię dziewięciu członkiń Klubu Haftu "Ziemianka", które wyhaftowały dla Ojca Świętego Jana Pawła II obrus ołtarzowy według wzorów haftów z dawnej Szkoły Ziemianek. To one są najwdzięczniejszymi spadkobierczyniami tradycji tej niezwykłej placówki oświatowej.
Janina Wójcik z Nałęczowa z trudem powściąga wzruszenie: -Tu, na zdjęciu kobiet pierwszego Koła Gospodyń Wiejskich w Bochotnicy jest Rozalia Pochodyłowa, pierwsza przewodnicząca, babcia mojego męża Adama, matematyka. Była niezwykłš kobietą, cieszyła się wielkim szacunkiem w swoim środowisku, pochłaniała wprost książki. Sama nauczyła się hebrajskiego, by móc swobodnie rozmawiać z przedstawicielami licznego środowiska żydowskiego w Nałęczowie. Zmarła młodo, w wieku zaledwie 33 lat, a pozostawiła po sobie tylko dobre wspomnienia. Fotografie kobiet z KGW w Bochotnicy zostały zamieszczone na wystawie, gdyż Barbara Pióro, jedna z nauczycielek tej szkoły, była propagatorką i założycielką podobnych kobiecych związków na wsi. Bochotnickie koło powstało już w 1923 roku. Burmistrz z okien swego gabinetu w ratuszu ze zdumieniem obserwuje, jak wielkie zainteresowanie jest tą wystawą.

Wspólnymi siłami

Opracowanie prezentacji przez Wiesławę Dobrowolską - Łuszczyńską i Izabellę Nowotny stało się swoistą przygodą, pełną nieoczekiwanych odkryć i zdziwień. Zachowane fotografie, zakupione przed laty przez Janinę Babinicz-Witucką dla zbiorów Muzeum Ruchu Spółdzielczego przynosiły bowiem jedynie część wiedzy. Brak było informacji o osobach dorosłych znajdujących się na zdjęciach lub były to zaledwie informacje cząstkowe. Piszącą te słowa najbardziej interesowało to, kim byli ludzie, którzy doprowadzili do powstania Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Nałęczowie, a potem przez wiele lat ją finansowali i zabiegali o dobre imię. Pierwszej pomocy udzielił Janusz Ogiński, miłośnik Nałęczowa, autor nastrojowych zdjęć miasta. To on sprawił, że otrzymałam telefon od Henryka Łosia reprezentującego lubelskie środowisko ziemiańskie, a potem krótki list zawierający telefony i nazwiska osób, które mogłyby pomóc w nawiązaniu kontaktów z potomkami dawnych dobroczyńców szkoły. Trud rozmów i niezbędnych wyjazdów wzięła na siebie p. Izabella Nowotny. Rozmowy, jak i kwerenda w bibliotece im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, dały szybko rezultaty. Udało się wytropić informacje o ziemianach zaangażowanych w tworzenie i utrzymanie szkoły, a także fotografie ich siedzib.

Niestety, nie wszystkich, nie mogłam się bowiem doprosić o fotografię dworu Marii i Leona Przanowskich w Krasnem w Chełmskiem od tamtejszych regionalistów, a korespondencja mailowa z burmistrzem Bełżyc w sprawie zdjęć dworu Maksymiliana i Marii Dobrskich z Chmielnika także nie dała rezultatów, gdyż po zabudowaniach dworskich zostały tylko smętne resztki. Nie udało się wytropić potomków tej rodziny, mimo zaangażowania miejscowego sołtysa. Ale wiele cennych fotografii dotarło na wystawę, m.in. od rodziny państwa Michalaków z Kazimierza Dolnego pani Izabela z triumfem przywiozła zdjęcie obrazu, portretu olejnego Marii z Jarocińskich Kleniewskiej z Kluczkowic (pędzla Antoniego Michalaka), autorki programu nałęczowskiej szkoły. Urszula Cisowska, która z biblioteki szkolnej w Wąwolnicy przywiozła książkę Stanisława Jana Rostworowskiego "Miłość, polityka, walka. Listy i publicystyka cichociemnego Jana Rostworowskiego", pomogła nam poznać dzieje tej rodziny zamieszkującej pałac w Kęble. Dzięki uprzejmości hrabiego Stanisława na wystawie można było pokazać przepiękne zdjęcia córek hrabiego Antoniego Rostworowskiego, Marii i Anny, które prowadziły w Szkole Ziemianek pogadanki religijno - etyczne, a potem obydwie zostały zakonnicami, jedna w Belgii, druga w Polsce. Barbara Adamczyk przywozi bezcenne materiały od ponad dziewięćdziesięcioletniej dziś dawnej mieszkanki Piotrowic i uczennicy Szkoły Ziemianek, która z rozrzewnieniem wspomina m.in. urokliwe galowe stroje szkolne uczennic, stylizowane na polskie stroje ludowe. Historyka Stanisława Zawiślaka proszę o pomoc w rozpoznaniu dziwnego zdjęcia przedstawiającego uczennicę w stroju legionowym z formacji Józefa Piłsudskiego.

Poszukiwania w lubelskich bibliotekach i rozmowy z naukowcami nie przynoszą początkowo rezultatu, ale wreszcie udaje się wytropić artykuł Mieczysława Kseniaka "Antopolskie róże", w którym znajduje się informacja, że w odległym od Nałęczowa o 2 km Antopolu, w majątku Antoniego Śliwińskiego, funkcjonowała w okresie I wojny światowej tajna szkoła rekrucka przygotowująca przez POW kadrę dla legionów późniejszego marszałka.

Maile do wójta Garbowa owocują telefonem od Haliny Stępniak, redaktor "Głosu Garbowa". Ułatwia mi kontakt z Robertem Wójcikiem, radnym powiatowym. Od niego otrzymujemy wykonany własnoręcznie rysunek cukrowni w Garbowie, którą zarządzał Rupert Jan Łopaciński, brat Hieronima, i któremu zawdzięcza szkoła sprawny przebieg prac budowlanych. Dawny budynek szkoły pod Jabłuszkiem powstawał w latach 1911-1912. Pan Robert jest również zdania, że w opracowaniu planów architektonicznych tego gmachu musiał uczestniczyć architekt Teofil Wiśniowski, autor budynku cukrowni i kilku budynków do dzisiaj istniejących w Garbowie. Janeczce Babinicz-Wituckiej zawdzięczamy i konsultację rzeczową wystawy i kilka unikalnych zdjęć, w tym fotografię artysty rzeźbiarza Jana Żylskiego, jednego z wykładowców szkoły. Halina Bukowska udostępnia nam rozszerzoną wersję opracowania Henryka Zawistowskiego na temat nałęczowskiej szkoły.

Najwięcej materiału znajdujemy w wyszukanych w trakcie żmudnej kwerendy bibliotekarki lubelskiej artykułach prasowych, przede wszystkim Andrzeja Przegalińskiego, skąd można zaczerpnąć frapujące informacje i usilnie poszukiwane zdjęcia. Antoni Wołk Łaniewski z Bronic, Zofia Lilpopowa z Lu-dwinowa, Janina Strażycowa z Karczmisk, Halina Iłłakowiczowa z Łazisk poszerzają listę ofiarnych ziemian. Budzi nasze zdumienie niezwykła ich ofiarność i pomysłowość, przecież większość pierwszych działań oświatowych miała miejsce pod zaborami i trzeba było przekupować carskich urzędników, by móc realizować śmiałe zamierzenia dotyczące szerzenia oświaty wśród polskiego ludu. Nieustępliwość, cierpliwość, bezprzykładne oddanie ziemian, a potem trud nauczycielek, wśród których Józef Burczak Abramowicz, potomek znakomitej kresowej rodziny z Żytomierskiego, mieszkający obecnie w Nałęczowie, odnajdzie swoją krewną, Halszkę Abramowicz, która w Nałęczowie prowadziła zajęcia z przedmiotów zawodowych, a potem pracowała w rodowym majątku w Cerkliszkach na Wileńszczyźnie.

Oświatowa chluba Nałęczowa

Plansze wystawy przypominają najpierw wygląd miasta i wydarzenia historyczne z początku wieku XX, fundatorów, ogromny wkład w tworzenie i trwanie placówki włożony przez Marię Kleniewską, pierwszą siedzibę szkoły w willi "Polesie Małe", sprawną organizację zajęć, kadrę pedagogiczną szkoły, składającą się zarówno z nauczycielek, instruktorek, jak i osób duchownych i ziemian, powstanie nowego budynku szkoły, formy edukacji: ogólnokształcącej, zawodowej, artystycznej, w zakresie prac domowych i patriotycznej, oddziaływanie szkoły na środowisko nałęczowskie, współpracę zarówno z dorosłymi mieszkańcami, jak i uczniami poszczególnych szkół i dworami ziemiańskimi. Kończą wystawę fotografie obrazujące przejmowanie światłej tradycji szkoły, zyskującej sławę ogólnopolską przez siostry betanki, a następnie przez koła gospodyń wiejskich we wsiach pod Nałęczowem, a współcześnie przez seniorki z kręgu "Nałęczowskich Entuzjastów".

Warto się trudzić

Rachunki telefoniczne pani Izabelli opiewające na kilkaset złotych, kilkaset godzin przed komputerem spędzonych indywidualnie lub wspólnie, najpierw zarys merytoryczny całości i dobór tytułów do plansz, które właściwie pozostają niezmienione do końca, wybór fotografii, ich techniczne przygotowanie, w czym celuje znów pani Izabella, wyszukanie cytatów z artykułów A. Przegalińskiego, H. Zawistowskiego, wspomnień Wł. Kisielewskiej i M. Kleniewskiej, makieta, która powędruje do opracowania graficznego w Warszawie. Potem już tylko Izabella Nowotny zmaga się z lubelskim drukarzem, któremu się myli adaptacja z adopcją (uwielbiam takie poprawki) i zmagania z komputerem podczas wielokrotnej korekty, który z p. Świtalskiej robi ku mojej rozpaczy Śliwińską.
Na uroczystym otwarciu wystawy w maju wśród zgromadzonych gości pojawią się także uczennice z Zespołu Szkół nr 1 im. Z. Chmielewskiego w Nałęczowie w odtworzonych przez nałęczowskie hafciarki z Klubu Haftu "Ziemianka" prowadzonego przez Krystynę Tarkę strojach galowych dawnej Szkoły Ziemianek. Będą rozdawać okolicznościową gazetkę "Sezon na Nałęczów", opracowaną przez obydwie twórczynie wystawy, w której zamieszczono szczegółowe informacje o całorocznym jubileuszowym przedsięwzięciu, odnotowując zarówno wykonawców wszystkich działań, jak i sponsorów. Tylko wspólnym wysiłkiem, przy za- angażowaniu wielu osób można uzyskiwać wartościowe efekty. Wystawę "W kręgu nałęczowskich ziemianek" z radością uznajemy za bardzo udaną, mając nadzieję, że miejscowi nauczyciele miejskich i gminnych szkół przyprowadzą tu swoich podopiecznych, by uczyć ich żywej, prawie nieznanej dotychczas historii najbliższej ziemi.

Wiesława Dobrowolska-Łuszczyńska
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Pan Fakt Mili Czytelnicy »