Napisane przez  MK
16
Sty
2007

Wspomnienia Czesława Sołdka ps. "Biały" (16)

Cz. 16. Więzienne życie

   W Rawiczu przebywałem ponad trzy i pół roku. Przez ten czas robiłem wszystko, co możliwe by, choć na kilka chwil, wyrwać się z ciasnej celi. Zgłaszałem się na ochotnika do wszelkich prac nawet do wynoszenia nieczystości i czyszczenia więziennych "kibli". Nagrodą za tą upokarzającą pracę był widok słońca i powiew świeżego powietrza, czasem szklanka mleka.

   Pewnego dnia Oddziałowy poszukiwał chętnego do wyczyszczenia celi dla osadzonego w Rawiczu księdza biskupa z Oliwy (w więzieniu nie operowało się nazwiskiem i imieniem). Znów byłem pierwszy do tej pracy. Otrzymałem miseczkę wody i ścierkę a jako skrobaczka miała mi służyć moja więzienna łyżka. Podczas pracy nie mogłem rozmawiać, jednak po jej zakończeniu Biskup przekazał mi trochę produktów spożywczych i papierosy (jako uprzywilejowany więzień miał prawo do paczek z Czerwonego Krzyża). Wszystkie te podarki starannie pochowałem pod bluzą i postanowiłem się nimi podzielić z towarzyszami z celi. Niestety, na nic to się zdało, jako że wszystkie moje skarby zostały mi odebrane przez "klawisza" zaraz po wejściu na mój oddział. Tak mijały kolejne dni, a ja robiłem wszystko, by przeżyć.

   Co jakiś czas odbywały się w wiezieniu selekcje. Wybierano młodych i w miarę zdrowych mężczyzn i wywożono ich w nieznane. Podczas jednej z takich selekcji wybór padł na mnie. Wraz z kilkoma współwięźniami zostałem wywieziony do ośrodka więziennego w Rudzie Śląskiej do pracy w kopalni węgla kamiennego.
   Pracowałem w kopalni "Walenty Wawel" w szybie "Elżbieta" na głębokości 1500 m. Było tam niesamowicie duszno i gorąco, dlatego pracowaliśmy tam nago. Odcinek, na którym fedrowaliśmy nazywany był przez innych "żywą trumną", ponieważ był on bardzo niebezpieczny i groził ciągłym zawaleniem.
   W kopalni obowiązywało wyrobienie normy. Gdy się ją uzyskiwało, czas pracy liczony był podwójnie. Za brak wyrobienia normy jednak nie karano, bowiem była ona tak wysoka, że tylko nieliczni i najsilniejsi mieli szanse się do niej zbliżyć.

   Po pół roku przeniesiono mnie do innego ośrodka więziennego. Nadal pracowałem w tej samej kopalni, jednak przeniesiono mnie do innego szybu -"Mikołaja". Ośrodek, w którym przebywałem był ogrodzony dwoma rzędami drutu kolczastego, pomiędzy którymi chodzili strażnicy z karabinami. Mimo to warunki życia były tu nieporównywalnie lepsze niż w więzieniu. Mieliśmy obozową stołówkę. Cele, w których spaliśmy, były czyste (bardzo dbaliśmy o czystość, bowiem za brud karano wszystkich w osadzonych danej celi). Spaliśmy na piętrowych drewnianych łóżkach z siennikami. W oknach nie było krat, a za pracę otrzymywaliśmy wynagrodzenie od 20 do 50 zł, które były deponowane na naszych kontach. Były to niewielkie sumy, ale można było za nie w obozowej kantynie kupić papierosy, mleko czy też cukier.
   Mój dzień zaczynał się od apelu, na którym nas liczono. Potem było śniadanie, po którym ładowano nas do ciężarówek i zawożono do kopalni. Obiad jedliśmy w kopalni pod ziemią, bowiem każdy więzień był wyposażony w torbę, w której miał butelkę kawy i kawałek chleba. Na koniec "szychty" wywożono nas na górę do umywalni, po której przebieraliśmy się w więzienne ciuchy. Każdy więzień miał swój numer, który rano zabierał na dół ze sobą. Po skończonej pracy oddawało się numer oddziałowemu na powierzchni. Potem znów nas liczono, pakowano do samochodów i wywożono do ośrodka. Tam czekała na nas kolacja, a potem wieczorny apel, po którym szliśmy spać. I tak siedem dni w tygodniu.

   W kopalni nadzór nad pracą więźniów miał sztygar, który przydzielał nas po kilku do grup górników. Górnicy, z którymi pracowaliśmy darzyli nas szacunkiem, bowiem bali się nas, ponieważ wmówiono im, że jesteśmy bandytami. Sztygar co jakiś czas wydawał opinie o naszej pracy. Pomimo ciężkiej i niebezpiecznej pracy staraliśmy się jednak pracować jak najlepiej, by utrzymać się tu jak najdłużej, gdyż w porównaniu z więzieniem warunki życia były znośne.
   Kopalnia "Walenty Wawel" była najstarszą w owym czasie w Polsce, przez to była również najbardziej niebezpieczna. Dziś mieści się w niej muzeum górnictwa.

Opracował Michał Kowalczyk
(0 głosów)