Napisane przez  Bolesław Prus
29
Gru
2007

Szynk i społeczne zepsucie - "Kurier Warszawski" 1881, nr 264

SZYNK I SPOŁECZNE ZEPSUCIE
"Kurier Warszawski" 1881, nr 264.

   Dawnymi czasy panował w tym kraju, jak zresztą i w wielu innych, zwyczaj, oparty na prawie niewzruszonym jak skała. Oto kilkudziesięciu ludzi miało obowiązek pracować na jednego i dla jednego.
Ten jeden posiadał ziemię, bydło, pieniądze, rolnicze narzędzia i - zwał się dziedzicem. Ci kilkudziesięciu mieli po parze silnych rąk, niewybredny żołądek i pokornego ducha. Zwali się chłopami i mieszkali na wsi.
   W teorii byli to ludzie walni. Ale ponieważ każda morga ziemi i każda chata należała do dziedzica, więc owi "wolni" posiadacze dwu rąk dzierżawili od pana morgi i chaty i za nie płacili mu nie gotówką, ale pracą. Praca ludzka ceniła się wówczas niedrogo, więc za parę morgów ziemi trzeba było dobrze napocić się w ciągu roku. Nie dość na tym. Prosty bowiem człowiek, zaorawszy i zbronowawszy pańskie grunta, szedł orać i bronować swoje; zebrawszy zboże z pańskich pól, zbierał ze swoich, i tak bez końca.
   Toteż całe chłopskie życie, zamknięte między niemalowaną kołyską albo koszałką i trumną wyciosaną toporem, to biedne życie schodziło na pracy około roli. Nie było nawet czasu podnieść zgiętej nad sochą głowy do nieba, które, co prawda, od wieków z jednak ową pogodą patrzy na ludzką nędzę...
   Gdy chłop nie przyszedł do roboty, otrzymywał plagi. Za to jeżeli był chory albo gdy mu padło bydlę, otrzymywał lekarstwo i zapomogę, a na przednówku ćwiartkę żyta na zasiew.
   Także w latach głodu wynędzniały lud schodził się co dzień na dworskie podwórze, gdzie wydawano mu chleb i krupnik.
   Ponieważ głównym fundamentem majątku dziedzica była rola, więc nie uczono chłopów ani rzemiosł, ani handlu, ażeby nie porzucili ziemi i nie wynieśli się do miast. Nie uczono ich niczego, oprócz bojaźni Bożej, bo nauka - mówiono - przewraca w głowach.
   I tak przez wieki rósł ten lud dziko jak leśne zwierzę. On też pozostał najwierniejszym tradycji i wciąż nosił takie sukmany, mieszkał w takich chatach, jadał w takich misach jak za tatarskich najazdów.
   We dworze, w większym mieście było więcej czasu. Toteż dwory i miasta, jedne prędzej, inne wolniej, podchodziły pod poziom XVIII-go, a nawet XIX-go wieku, a chłop - pozostał wciąż w XV-tym jeżeli nie w XII-tym!...
   Nie wiem, w którym tam wieku wynaleziono sekret pędzenia gorzałki z żyta, a już w naszej epoce z ziemniaków.
   Ziemniaków, dawnymi czasy, każdy dwór miał obfitość, tak że nawet trudno ich było spaść świńmi.
   Wnet więc w każdym obszerniejszym majątku pojawiła się gorzelnia, a przy gorzelni - karczma.
   Był to dla większej własności znakomity postęp ekonomiczny. Odtąd nie tylko ciągnęło się dochody z chłopskiej pracy, ale nawet zaczęła procentować szpetna chłopska wada - pijaństwo. Grzmiał ksiądz proboszcz z ambony - przeciw wódce, dzwonił Lejbuś nad szynkwasem - za wódką i, dzięki temu, ani chłop nie rozpił się ostatecznie, ani gorzelnia nie przestała być intratną.
   Dlaczego chłop pił wódkę?
   Dlatego, że ona dopełniała jego chudą strawę, czasami oszukała żołądek, a zawsze - rozweselała.    Przecie i najwięksi państwo dla rozweselenia się chodzą do teatrów, na koncerta, jeżdżą do wód. Z jakiej więc racji miałby gardzić uciechą chłop, także posiadający nerwy?
   A dlaczego oddawano karczmę Żydowi?
   Naprzód dlatego, że Żyd dzięki rozmaitym ograniczeniom gotów był pracować w każdym fachu jak najgorliwiej, byle wyżyć. Potem dlatego, że dzięki swej gorliwości i bardzo skromnym wymaganiom zarabiał więcej niż katolik i - więcej płacił za arendę. Potem dlatego, że znowu dzięki różnym ograniczeniom, Żyd był pokorny i usłużny. Potem, że dzięki solidarności ze swymi współwyznawcami i współograniczanymi, na każde żądanie dostawał w miasteczku pieniędzy. Potem, że był faktorem, plotkarzem, pocztą, doradcą i Bóg nie wie czym, bo - nie mógł być obywatelem!
   Toteż wkrótce arendarz stał się adiutantem dworskiego sztabu i on, ograniczany, spętany rozmaitymi zakazami, zdobył wielki wpływ nad chłopską armią. Za wyzysk, pogardę i niechęć w górze płacił wyzyskiem i nienawiścią u dołu i do dziś dnia pozostał, czym był przed, wiekami. Oszukującym z łaski ucisku, wyzyskiwaczem z łaski przywileju, wrogiem tych, którzy mieli więcej praw niż on i obywatelem idealnej ojczyzny znad Jordanu, ponieważ nie pozwolono mu mieć rzeczywistej - nad Wisłą.
   Stało się to, co zawsze się stawało i stawać będzie: ograniczenie, jako prezerwatywa jednego niebezpieczeństwa, zrodziło dziesięć nowych niebezpieczeństw, daleko gorszych.
   Kiedy patrzę na te widma niedawnej przeszłości, chciałbym zamknąć oczy, uszy i uciec. A przecież musiałem je sam wywołać dla pokazania, -że dzisiejszemu zepsuciu ludu winną jest nie tylko teraźniejszoœć, ale i przeszłość, nie tylko Żydzi, ale - my sami i wadliwa organizacja społeczeństwa, opartego na pańszczyźnie, propinacji, zakazach i ograniczeniach.
   Nie ograniczajcież nikogo, nie odmawiajcie nikomu żadnych praw, bo właśnie dzięki zakazom Żydzi stali się naprzód giętkim narzędziem w ręku dziedziców, a później samodzielną trucizną ludu. Z tego powodu sądzę, że hr. Zamoyski dobrze zrobił, wyłączając Królestwo Polskie spod uchwał obradującej w Petersburgu komisji i wódczanej (1), jak również dobrze się stało, że w Królestwie Polskim zniesiono propinację (2).
   Przeciw Żydom, szynkującym na wsi, istnieje już u nas jedno prawo z r. 1842. Na cóż nam drugie? Jeżeli policja i sądy, na mocy dawnej ustawy, przez trzydzieści lat nie zdołały usunąć Żydów od szynku, to skąd pewność, że ich usunie dziś, na mocy nowej ustawy?
   Moim zdaniem, nowa ustawa wywołałaby tylko nowy łańcuch nadużyć: jeszcze większe fałszowanie wódki i podwyższenie jej ceny. Zyskalibyśmy tyle tylko, że chłop, którego niby to chcemy protegować, za naszą idealną miłość zapłaciłby realną gotówką...
   Śliczna mi filantropia!
   Z jakiej racji mamy ochotę usuwać Żydów z karczem?
   Niby to z bardzo wielu.
   Żydzi z dziwną zręcznością rozpijają lud. Oszukują go w rachunkach.
   Pobieraj ą lichwę.
   Namawiają dzieci i kobiety do kradzieży.
   Dają przytułek złoczyńcom, a ich karczmy są składem i targowiskiem rzeczy kradzionych.
   Wszystko to prawda, ale:
   Czy Żyd, usunięty z karczmy, przestanie oszukiwać, namawiać do kradzieży i komunikować się ze złoczyńcami?...
   Łotr i za szynkwasem, i za złoconym stołem będzie łotrem, jeżeli straci obawę kary za łotrostwo i znajdzie do niego tak wdzięczne pole jak u nas.
   Trzeba inaczej postawić kwestię, trzeba żądać, ażeby prawo było wykonywane - i nic więcej.
   Wszakże u nas oszustwo, gorszenie małoletnich, na mowa do występku, udział w rabunku, handel kradzionymi rzeczami, konszachty ze zboczeńcami są wyraźnie opisane w kodeksie kryminalnym. Kodeks powinien być równie groźnym dla tych, którzy nie mają nic, jak i dla tych, którzy maj ą wódkę i pieniądze. Dlaczegóż nim nie jest i kto ośmieli się łudzić nas obietnicami, że nowe prawo przeciw Żydom zrobi to, czemu nie wydołał kodeks przeciw oszustom, złodziejom i rabusiom?
   Wszakże chyba nie w tym leży waga kwestii, czy za szynkwasem widzimy jarmułkę czy rogatywkę, ale w tym, ażeby przy szynkwasie nie popełniano występków, jakie się dziś popełniają. A zatem droga do ulepszeń nie pójdzie przez nowe zakazy, tylko przez pilny dozór, którego dziś nie ma i którego nie zastąpi martwy paragraf. Niezbyt dawno powołano się na "lud wyzyskiwany i jego prawa". Za pozwoleniem! My także coś wiemy o ludzie i jego prawach. Ten lud, któremu chcecie dać prawo. wyrzucania go za łeb z szynku, ma jeszcze inne prawa.
   Prawo do oświaty. Prawo do bezpieczeństwa.
   Prawo do taniego kredytu.
   Prawo do nauczenia się rolnictwa i rzemiosł.
   Prawo do szybkiego i taniego wymiaru sprawiedliwości, jeżeli mu kto zrobi krzywdę.
   Prawo do odpoczynku i zabawy.
   Dajcie mu przede wszystkim te prawa, a już on sam, bez waszych wskazówek, tak ściśnie żydowskich i nie-żydowskvch filutów, że im oczy wyjdą na wierzch, i hultaje ci muszą być cnotliwymi, jeżeli nie dlatego, że wówczas cnota będzie przynosiła lepszy procent, to przynajmniej ze strachu.
   Pasjami lubię demokratów, ale mam prawo wymagać od nich, ażeby ludowi nie puszczali mydlanych baniek pad nos. Co mi to za miłość ludu, która, zamiast ulepszeń, ofiaruje mu - zakazy!...
   A może chcecie wiedzieć, dlaczego lud tak gromadnie włóczy się po szynkach?
Oto dlatego, że w szynku mieszczą się następujące instytucje ludowe:
1) Handel wódką
2) Garkuchnia
3) Zajazd
4) Dom noclegowy
5) Sala koncertowa
6) Sala taneczna
7) Klub do pogawędki i wymiany myśli.
   Handel wódką musi nim zostać, a pomimo to może zmniejszyć się znakomicie ilość szynków, jeżeli utworzycie ludowe sale zabaw i zebrań, domy zajezdne i noclegowe - bez wódki.
   Dopóki jednak uczciwy włościanin czy rzemieślnik nie znajdzie dostatecznej liczby "takich resurs" czy "gospód chrześcijańskich", dopóty musi chodzić do szynku i pić w nim wódkę, jak wy sami w cukierniach pijecie herbatę.
   Że tej taki prosty środek zmniejszenia demoralizacj i nikomu nie przyszedł do głowy, tylko - zakaz!...
   Nie koniec na tym.
   Uczciwy człowiek wchodzi do szynku z konieczności i - kogóż tam zastaje? Czy tylko takich jak on sam? Nie. Znajduje, obok nich, złodziei, nierządnice, pijaków i wszelkiego rodzaju próżniaków. I dziwicie się wobec tego, że się ludzie psują? I może dziwić się będziecie, że w podobnym towarzystwie prawie każdy szynkarz staje się łotrem?
   Pomyślcie więc o tym, ażeby albo do szynkowni nie dopuszczano łotrów, albo - żeby powstały punkty zborne dla ludzi uczciwych.
   A może chcecie wiedzieć, dlaczego Żyd oszukuje chłopa w rachunkach?
   Oto dlatego, że Żyd umie, a chłop nie umie ani pisać, ani rachować. Nauczcie więc lud sztuki pisania i rachunku, a zmniejszą się podobne oszustwa.
   Pójdźmy dalej.
   Czy wiecie, dlaczego na wsiach, osobliwie zimą, tylu ludzi siedzi cały dzień po karczmach?
   Oto - z nudów. Chłop, kiedy skończy robotę w polu, nie robi już prawie nic, bo - nic robić nie umie. Gdyby umiał szyć buty, sukmany, czapki, robić płótno, stoły i stołki, a nawet - strugać łyżki lub zabawki, siedziałby w domu, strugałby i nie tylko nie traciłby pieniędzy i zdrowia w szynku, ale - zarobiłby jakiś grosz.
   A teraz powiedzcie, co dla ludu i dla kraju lepsze: czy nowy zakaz, czy - nauka rzemiosł po wsiach?
   Tak, panowie. Nasze szynki i nasi szynkarze są naprawdę wrzodami na narodowym organizmie, ale chcąc z tego leczyć, nie trzeba "rozpędzać wrzodów", bo "wejdą w środek", tylko trzeba wzmocnić chorego przez oświatę i instytucje wiodące do dobrobytu!
   Dajcie ludowi możność pić piwo i herbatę, a sam przestanie pić wódkę.
   W jednym tylko punkcie macie rację. Oto w tym, że ogromna większość szynków znajduje się w rękach żydowskich i że zapewne większość szynkarzy składa się z ludzi co dzień popełniających czyny niezgodne z kodeksem.    Lecz - dlaczegóż tych ludzi dotychczas nie wyśledzono, nie zaskarżono, nie osądzono?
   Na zakończenie opowiem bajeczkę.
   Kiedy w wiekach średnich panowała morowa zaraza, ktoś puścił bąka, że to Żydzi "robią mór".
   I - poczęto tarmosić Żydów, choć, o ile mi wiadomo, sposób ten nie zmniejszył moru.
   Upłynęło parę wieków i otóż dzisiejsza higiena twierdzi, że przyczyną gwałtowności morowego powietrza nie byli Żydzi, tylko - powszechne niechlujstwo.
   Gdyby więc ówcześni chrześcijanie, zamiast tracić czas na gonitwach za Żydami, zużyli go na mycie własnych podłóg, bielenie własnych ścian i pranie własnej bielizny, mór - niezawodnie zmniejszyłby się.
   Dziś znowu mamy pewien rodzaj morowego powietrza: ciemnotę, biedę i demoralizację. I znowu amatorowie socjologowie w chorobie tej dostrzegają żydowskie pejsy. Znowu domagają się zakazów przeciw Żydom!
   Ja sądzę, że należałaby postępować inaczej. Zostawmy Żydów w spokoju, ale - przypatrzmy się sobie samym. Dajmy, wedle możności, pomoc ludowi, stwórzmy dla niego instytucje, jakich nie posiada, a resztę zostawmy jego własnej pracy.
   Oto próbka tego, co można zrobić.
   Pamiętam, kiedym chodził do fabryki, bez śniadania, o szóstej rano, było mi tak czczo, że w połowie drogi musiałem wstąpić do szynku (jedynej instytucji, którą o tej porze otwierano) i - choć umoczyć usta w wódce. Inaczej byłbym zemdlał przy robocie.
   Dopiero kiedy fabryka, z powodu grasującej podówczas cholery, zaczęła nam wydawać "herbatę z miętą", zaprzestałem niemiłych odwiedzin.
   W owej epoce zrozumiałem, co warte są szynki i ich stali goście, jakim sposobem rozpijają się ludzie i - jakie społeczne znaczenie może mieć szklanka gorącej herbaty, nawet z miętą.
   Od tych czasów upłynęło sporo lat, ale do dziś dnia nie widzę zakładów, które by uwolniły robotnika od konieczności wstępowania z rana do szynku.
   Dopiero przed kilkoma tygodniami kolega mój i przyjaciel Bronisław Rejchman (3) podał w "Kurierze" projekt, ażeby zaprowadzić na ulicach Warszawy kramy czy samowary, które by ubogiej ludności sprzedawały tanią herbatę.    Projektodawca złożył na ten cel ofiarę, wpłynęło jeszcze kilka rubli i - sprawa zasnęła...
   Otóż sądzę, że te rejchmanowskie samowary byłyby doskonałą instytucją wstępną przeciw szynkom, i tak dalece jestem przekonany o jej praktyczności, że do kwoty już zebranej dołączam rubla w nadziei, że znajdzie się i reszta.
   Mieszkamy przecie w Warszawie!
   Na dziś niech to będzie pierwsza instytucja wymierzona przeciw wódce. Z czasem znajdą się inne i tak idąc ze szczebla na szczebel, od miasta do miasteczka i do wsi, sami własnymi siłami ograniczymy pijaństwo, bez zakazów, bez odwoływania się do nienawiści.

PRZYPISY:
(1) Tomasz Zamoyski, biorąc udział w komisji rzeczoznawców w sprawie ukrócenia pijaństwa w Rosji, wypowiedział się przeciwko proponowanemu zakazowi utrzymywania szynków przez Żydów; w wyniku jego argumentacji komisja wyłączyli spod zakazu Królestwo Polskie.
(2) Zniesienie praw propinacyjnych w Królestwie Polskim nastąpiło po długich przygotowaniach w r. 1881. "Komisja ekspertów, pracująca nad kwestią położenia tamy pijaństwu, postanowiła znieść propinację w Królestwie Polskim." ("Kurier Warszawski" 1881, nr 261.)
(3) Mowa zapewne o Bronisławie Rejchmanie, przyrodniku, znanym z popularnych artykułów w prasie.
(0 głosów)