KRONIKA TYGODNIOWA (fragment)
"Kurier Codzienny" 1888, nr 187
Kto (...) nie życzy sobie być rozjechanym (...), kto nie chce potykać się o lindleyowskie przepaście, ten - niech ucieka z Warszawy.
Dokąd?... Wszystko jedno. Można do Pruszkowa, można do Grodziska lub Mińska, możną do Otwocka...
- Byle nie do Nałęczowa! - woła jakiś oponent - bo tam zła kuchnia...
Z rumieńcem wstydu wyznać muszę, że głos ten rozległ się w szpaltach naszego pisma. Tego pisma, którego niżej podpisany współpracownik już ósmy raz, w ciągu ośmiu lat, wyjeżdża do Nałęczowa. A przecież dla mnie tamtejsza okolica nie wystawia specjalnych dekoracji, ani pan Wolski nie gotuje specjalnych potraw. Mieszkam tam gdzie inni, stołuję się w tej samej restauracji i jestem jakoś zadowolony, podczas gdy rozmaici nowicjusze już po dwu tygodniach pisują przeciw Nałęczowowi piorunujące korespondencje!
Podkreślam termin: dwa tygodnie. Osoby bowiem leczące się hydropatią (wiem to z doświadczenia) przez pierwsze dwa tygodnie są tak rozdrażnione, że... mogłyby powstrzymać się na ten czas od pisania korespondencji. Po sześciotygodniowej kuracji, owszem, niech piszą...
Pamiętam, przed dwoma czy trzema laty spotykałem w Nałęczowie znanego optyka ż mechanika Berenta.
- Co pan tu robisz? - mówię - przecie miałeś być w Gebersdorfie czy w Kaltenleutgeben?...
- Byłem, byłem!... - odpowiada mi nasz znany. - Niech diabli porwą tych Szwabów; każą; sobie drogo płacić, traktują człowieka jak zwierzę, a karmią!... Niech diabli wezmą zagraniczną hydropatię; tu dopiero odżyłem, w Nałęczowie.
Tak mi mówił poważny i stateczny człowiek akurat w chwili, kiedy grupa "dwutygodniowych" pacjentów nałęczowskich podawała do dyrekcji skargę na nieporządek, złe jadło, niepokój w zakładzie itp.
Spróbujcie naprzód tego "lepszego" gdzie indziej, jadajcie co dzień rindfleisch, a potem dopiero piszcie korespondencje.
Co do mnie, tak w tym, jak w zeszłych latach wybieram się do Nałęczowa, jeśli dobry Bóg pozwoli. Mogę również znudzonym chorym wynajmować się za przewodnika po tamtejszych prześlicznych okolicach, za opłatą 50 kop. na dobę, oprócz obuwia i wiktu.
Jeżeli po takiej reklamie zarząd hydropatycznego zakładu Nałęczów nie zdobędzie się dla mnie na owacje z fajerwerkami, a pan Wolski na wyjątkowe jadło z kapustą, nie chrześcijaninem jestem, jeżeli nie "obabrzę" ich w "Kurierach".
Uważaj pan zatem, panie Henryku, i każ okurzyć szachy. E7-E5; E2-E4!... To już tak niedaleko.