2 maja 2001 minęła 55-ta rocznica spalenia Wąwolnicy. Pierwszym (wg. Waldemara, W. Bednarskiego - historyka zajmującego się Lubelszczyzną), który opisał pacyfikację Wąwolnicy był Stanisław Wójcik, bliski współpracownik Mikołajczyka. Drugiego lub trzeciego dnia po spaleniu rozmawiał z mieszkańcami Wąwolnicy i sporządził odpowiednie protokoły. Opis pacyfikacji Wąwolnicy znajduje się w załączniku nr 6 do protokołu z 10-tego posiedzenia Komisji administracji i Bezpieczeństwa KRN z dnia 24.05.1946r. Załącznik napisany został odręcznie. Oto jego treść: "Dnia 2 maja 1946 ok. godz. 13 do osady Wąwolnica pow. puławskiego przybyli samochodem funkcjonariusze PUBP z Puław w liczbie 25 osób. Ludność, widząc uzbrojony tak liczny oddział, zaczęła uciekać w stronę tzw. Zarzecza. Na terenie Zarzecza funkcjonariusze UB wbiegli na podwórze Leszczyńskiego Wacława. Domownicy zostali spędzeni do mieszkania z zakazem opuszczania go. Zamknięci słyszeli strzelaninę, wybuchy granatów. Po chwili wyskoczyli przez okno z płonącego domu. Okoliczni mieszkańcy spieszący do pożaru nie zostali dopuszczeni do akcji ratowniczej. Wśród funkcjonariuszy UB rozpoznano por. Stefaniaka i ppor. Wargockiego z Puław. Po pewnym czasie cały oddział wycofał się z miasteczka bez żadnych przeszkód ze strony mieszkańców tej wsi. Ok. godz. 15 tego samego dnia do Wąwolnicy przybyli ponownie funkcjonariusze UB i rozbiegłszy się po miasteczku palili zabudowania bądź to przy pomocy pocisków zapalających, bądź tez przy pomocy granatów, albo też używając do podpalenia zapałek. Pastwą płomieni padło: 101 domów mieszkalnych, 106 stodół, 121 obór, 120 chlewów i innych budynków, 255 świń, 2 krowy, 5 kóz, 145 kur i 60 królików. Straty te według szacunku mieszkańców wynoszą 70 364 800 zł. Ponadto spaleniu uległy 2 osoby, a szereg innych odniosło ciężkie lub lżejsze oparzenia. Jedna osoba zmarła wskutek udaru serca, a jedna wskutek wstrząsu nerwowego dostała pomieszania zmysłów." Z. Turlejska - "Te pokolenia żałobami czarne". Tego pamiętnego dnia 197 rodzin zostało poszkodowanych w wyniku pożaru miejscowości. Komisja powołana decyzją ówczesnego Zarządu Gminy oszacowała straty na 2 259 490 zł (w międzyczasie nastąpiła zmiana wartości pieniądza). Natomiast wg. szacunku dokonanego przez PZU "szkody wynoszą po wyeliminowaniu przedmiotów i nieruchomości domowych nie objętych w tym czasie obowiązkowym ubezpieczeniem kwotę 1 688 000 zł". Zacytowany fragment pochodzi z uchwały nr 255 Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie z dnia 09.10.1957r. Odszkodowania nigdy mieszkańcom nie wypłacono. Wydarzenia 2 maja 1946 roku odżywają z taką siłą, że były proboszcz parafii, ks. Prałat Józef Gorajek uważał za stosowne umieszczenie notatki w kronice parafialnej. Treść notatki z 06.05.87r. "Na następnej stronie umieszcza się zdjęcie karnego spalenia Wąwolnicy 2 maja 1946 roku. Spalenia osady dokonały władze Urzędu Bezpieczeństwa. Podpalano pociskami zapalającymi, oblewano benzyną. Zjechało 15 jednostek straży pożarnej, ale nie pozwolono na gaszenie pożaru i ratowanie dobytku. Starostą w tym czasie był Lewtak (tekst nieczytelny). Ratowali dobytek w sąsiedztwie ks. Józef Gorajek i ks. Konstanty Chmiel. Nie zabraniano im tej akcji. Po wyzwoleniu działała tu dość prężnie organizacja AK. Często dochodziło na tym terenie do potyczek AK z (tekst nieczytelny) i oddziałami UB. Dopiero teraz, po tylu latach, dotarło zdjęcie pożaru Wąwolnicy. Od tego czasu istnieje nieprzychylne nastawienie do Wąwolnicy!" Osoby posiadające w zbiorach prywatnych materiały dotyczące omawianego problemu (chodzi przede wszystkim o zdjęcia) proszone są o kontakt z redakcją. A tak tamten dzień opisuje poetka ludowa z Karmanowic p. Janina Rusek. Smutny maj Maj piękny to miesiąc lecz dla Wąwolnicy smutna w nim rocznica starsi pamiętają tę straszną tragedię jak w ogniu stanęła cała Wąwolnica. I dzwony na trwogę nic biły w kościele i syrena także się nie odezwała tylko płacz i krzyki słychać było wszędzie a grupa Ubowców bezkarnie szalała. W kilku miejscach razem ogień podłożono płonęły stodoły obory i domy a o pomoc tylko Boga wciąż wzywano bo inny ratunek był niedozwolony. Jednej matce został tylko klucz na palcu od swego mieszkania trzy córeczki miała ściskała go w ręce jak świętą relikwię lecz już więcej domu nim nie otwierała. Wieczorem w Kaplicy pod Twoją obronę śpiewali skrzywdzeni choć smutno im było upraszali Boga i Matkę Najświętszą oby to już więcej się nie powtórzyło. Przeminęły lata czas zabliźnił rany lecz w pamięci tego nikt zatrzeć nie zdoła młodym trza przypomnieć, że tu w Wąwolnicy była ta tragedia któż im o tym powie my starsi lub szkoła. Wiesława Dybała