Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  KW
19
Kwi
2009

Żyję w zgodzie ze sobą

W świecie, w którym największą wartością jest rodzina, dom, praca, trochę umykasz tym wszystkim stereotypom. Jak postrzegają cię inni, jako kogoś nieodpowiedzialnego, żyjącego z głową w chmurach? 

Faktycznie tak mnie ocenia większość. Najłatwiej jest wydać opinię o kimś, nie znając go dobrze. Ale ja żyję w zgodzie z własnym sumieniem, choć nie jest to proste we współczesnym świecie, gdzie wegetarianin i ktoś kto nie chodzi co tydzień do kościoła przez niektórych uważany jest za sekciarza albo odmieńca.

Moi rodzice nigdy mi niczego nie narzucali, pozwalali mi żyć po swojemu. Nie mam nic przeciwko rodzinie, ciężko jest jednak spotkać kobietę, która podążałaby tą samą drogą duchową. A praca o stałych godzinach - tak, ale tylko gdyby pozwoliła mi się realizować i robić coś co kocham. Nie chcę się zmuszać do czegoś, co nie sprawiałoby mi radości, co jest wbrew mnie, nawet za cenę braku stałego źródła utrzymania. To dla wielu jest niepojęte. Sam inaczej patrzyłbym na to, mając rodzinę na utrzymaniu. Ale póki co, mogę żyć tak jak chcę. 

Wiersze piszesz od czasów Plastyka, dlaczego tak długo czekałeś by się "ujawnić" - 42 lata to dość późno jak na debiut. 

Na debiut nigdy nie jest za późno. W każdym wieku cieszy tak samo. Po prostu teraz przyszedł na to czas. A zaczęło się od tego, że sporządziłem kosztorys, uzyskałem opinię krytyka literackiego, zacząłem szukać sponsorów i czekałem na ich odzew. Pewnego dnia byłem w "Impresji" i rozmawiałem o tym w gronie przyjaciół, w którym znalazł się pan Marek, który przyjechał tu na kurację. Wtedy pan Marek spytał, kiedy dostanę pieniądze? Ja mu odpowiedziałem ze śmiechem, że nie wiem, czy w ogóle dostanę. Pan Marek kazał mi ubrać się i iść z nim. Na moje zdziwienie odpowiedział, że idziemy do bankomatu, że on mnie zasponsoruje. Myślałem, że żartuje, ale powiedział żebym się pospieszył, bo się rozmyśli. Potem wybrał pieniądze i tak po prostu mi je dał. A dwa tygodnie później dostałem jeszcze 500 zł od Nałęczowskiego Stowarzyszenia Rozwoju i Promocji. No i dzięki temu pojawił się pierwszy tomik moich wierszy. Pan Marek nie życzył sobie adnotacji, że to dzięki niemu wydałem tomik, tylko przy jednym z wierszy jest dedykacja dla niego. 

Wygląda na to, że masz dużo szczęścia do ludzi. Czy spotykasz się z taką sympatią na co dzień? I nie chodzi mi o to, że dostajesz pieniądze. 

To doświadczenie i to, że pan Marek znalazł się tu i teraz, było takim małym błogosławieństwem. Niestety, nie da się też uniknąć spięć, szczególnie między przyjaciółmi czy znajomymi. Ale faktycznie sporo ludzi mi pomogło, mam nadzieję, że ja też będę mógł się zrewanżować tym samym. Trudno wymienić wszystkich, którzy mi pomogli, ale bardzo im za to dziękuję. 

A jakie masz plany na przyszłość, bliższą i dalszą. 

Jeśli chodzi o promocję tomiku i moich wierszy, to mam zaplanowany wieczór autorski w kazimierskim Domu Kultury - po świętach wielkanocnych. A co do dalszych planów, mam kilka pomysłów, ale nie chcę o nich mówić, żeby nie zapeszyć. Czas pokaże, co z tego wyniknie. 

A jako uczeń Plastyka, sam postrzegany jako plastyk, czujesz się związany z tą szkołą czy już nie? 

Mam bardzo dużo miłych wspomnień związanych ze szkołą. Spotykaliśmy się po lekcjach w grupie odjechanych ludzi, niesamowicie się bawiliśmy, improwizując i prowokując jakieś wydarzenia i sytuacje. Oczywiście była zabawa z muzyką, tekstami, małymi "performensami". Uwielbialiśmy szokować ludzi kontrastem między naszym wyglądem a zachowaniem, szczególnie w miejscach, które lekko trąciły snobizmem. Bardzo mi tego brakuje. 

Podtrzymujecie kontakty. Spotykacie się? 

Praktycznie wszyscy się rozjechali po Polsce i po świecie. Większość ma rodziny, swoją pracę. Już nie ma czasu na improwizacje, no i odległość jest problemem. Ale ostatnio było spotkanie mojej dawnej klasy. Było kilkanaście osób z naszą wychowawczynią, panią prof. Bożeną Bąk - było bardzo sympatycznie. 

Jakieś marzenia? 

Chciałbym cofnąć się w czasie i zobaczyć Nałęczów w okresie jego świetności, kiedy było więcej klombów z kwiatami, kwitnących krzewów. Kiedy na wysepce co tydzień grała orkiestra w altanie. W porównaniu ze starymi fotografiami teraz Nałęczów wygląda bardziej ubogo i mniej kolorowo. 

Może w przyszłości Nałęczów będzie bardziej przypominał ten dawny. I tego Ci życzę. Dziękuję za rozmowę. 

Ja też dziękuję i życzę tego samego wszystkim mieszkańcom Nałęczowa. 

Rozmawiała Katarzyna Wójcik


Łagodnie stawiam kroki po kruchych zrębach życia
Wspinam się
Cicho wypowiadam słowa które w duszy
Brzmią dobrocią
Które Tuz przed nocą jak ciepły wiatr
Ku Bogu mnie unoszą ................ i drżą
Drżą jak gwiazdy świętojańskie
Rodzące się pod jabłonią w czas majowy
I ja pod jabłonią ......... w miłym spoczynku
Z aniołem pod głową ........ w cichym spoczynku
Z ciepłym zapachem zmierzchu w kolorze indygo
Zarzucam go na ramiona jak płaszcz
I odchodzę...

Nałęczów 2009 

Artur Łyś urodził się 10 sierpnia 1967 r. w Lublinie - tylko dlatego, że porodówka w Nałęczowie była remontowana. Jego rodzina związana jest z naszym miastem od kilku pokoleń. Jego pradziadkowie Państwo Mućkowie mieszkali w bramie przed pałacem Małachowskich, pradziadek sprzedawał wejściówki do parku. Dziadek, Jan Walczak był sekretarzem i nauczycielem muzyki w Zespole Szkół Ekonomicznych. Mama - była uczennicą nałęczowskiego Plastyka. 

Artur od najmłodszych lat przejawiał talent plastyczny. Dziadek, starający się zapewnić wnukowi wszechstronną edukację, uczył go gry na pianinie. O tym, że pójdzie w ślady mamy zdecydował bardzo wcześnie. To była rodzinna tradycja - rodzeństwo mamy, brat i siostra, a także żona brata, byli absolwentami Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych. Artur uczył się w Plastyku, ale ukończył szkołę w Chełmży o profilu artystyczny stolarz meblowy. Później szukał swojej drogi życiowej, pracował jako stolarz, barman, akwizytor, by wreszcie zająć się własną działalnością - produkcją świec z wosku pszczelego. W 1992 r. ukończył kurs energoterapii i od tego momentu zmienił się jego sposób postrzegania świata. Artur został wegetarianinem, zaczął ćwiczyć Q-gong, Tai-chi. Od tamtej pory stara się pogłębiać swoje zainteresowania i wytrwale kroczy obraną ścieżką. Najczęściej Artura można spotkać przy bramie parkowej, gdzie sprzedaje kadzidełka, świece zapachowe, drobne pamiątki i tomik swoich wierszy. Czasami można go zobaczyć, jak przemyka na swoim rowerze uliczkami Nałęczowa. 

W czwartek 19 marca 2009 w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Nałęczowie odbył się wieczorek poetycki pt. W bezchmurny dzień pieśni lawendowe..., który był jednocześnie tytułem debiutanckiego tomiku wierszy Artura Łysia. Wiersze recytowała razem z autorem Iga Adamczuk. Artur nie tylko pisze, ale też rysuje, tomik zawiera kilkanaście grafik , które urzekają niesamowitą precyzją i dbałością o detale.
Na pytanie "kim jesteś?" odpowiada: Człowiekiem, który stara się nikogo nie krzywdzić. 

(0 głosów)