Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  JG
11
Kwi
2008

Medale naznaczone krwią

Stambuł, Osaka, Paryż, Toronto i Pekin rywalizowały o organizację letnich igrzysk olimpijskich w 2008 roku. Nie wiedzieć czemu zwyciężyła ChRL. Ten fakt wywołał sprzeciw organizacji walczących o przestrzeganie praw człowieka. Tylko czy osoby stojące na straży respektowania owych praw mają podstawy, aby cokolwiek zarzucić Państwu Środka?

Chiny to państwo, które najdynamiczniej rozwija swoją gospodarkę światową, tylko jakim i czyim kosztem się to odbywa? Pytanie banalne, a odpowiedź na nie jeszcze bardziej. Powszechnie wiadomo, że Chiny dysponują tanią siłą roboczą. Większość tej "potęgi" stanowią tzw. obywatele drugiej kategorii, czyli uboga część społeczeństwa, która emigruje z prowincji do miast w celu znalezienia zajęcia. Nie dość, że przeciętny pracownik w fabryce zarabia ok. 382 zł miesięcznie, to nawet nie posiada umowy o zatrudnieniu, nie wspominając już o tym, że kodeks pracy w chińskich przedsiębiorstwach to najczystsza postać abstrakcji. Traktowanie owych robotników godzi w szacunek do ludzkiej pracy oraz poświęcenie dla utrzymania własnej rodziny.

Również fakty dotyczące masowych zbrodni aborcyjnych nie są tajemnicą, aczkolwiek temat tabu może stanowić sposób przeprowadzania tego procederu. "Jedna rodzina - jedno dziecko" - ten slogan jest powszechnie znany i zatwierdzony przez KC ChRl, ale czy każdy wie, jakie są konsekwencje nieposłuszeństwa w tej kwestii? Czy każdy wie, że zajście w ciążę bez zgody władz grozi przykuciem kajdankami do stołu operacyjnego, dokonaniem aborcji siłą i to nawet na 9-miesięcznym płodzie?

Tak było w przypadku He Caigan, której dziecku wstrzyknięto w główkę truciznę. Po 20 minutach dziecko zmarło. A jeśli brak środków chemicznych, to chińscy "lekarze" zawsze mają do dyspozycji wiadro z wodą. To się dopiero nazywa kreatywność.
Inną kwestię, ale nie taką odległą, stanowią także mordy na członkach duchowego ruchu Falun Gong w celu uzyskania od nich organów do przeszczepu. Ten skandaliczny proceder dotyczy także więźniów politycznych. W swojej ofercie Chiny posiadają głównie nerki, serca, rogówki i wątroby. Jednak na kosztowny zakup nowych rogówek, bądź serca świeżo wyjętego z ciała, mogą sobie pozwolić jedynie bogaci biorcy. Takie przedsięwzięcie przynosi Chinom ok. 1 miliarda $ rocznie. Co prawda, nie znam cen rogówek, ale obawiam się, że nie stać mnie na nie. Jaka szkoda.
Tybetańczycy stanowią tzw. problem wewnętrzny ChRL. Chiny przecież wyzwoliły Tybet. Tak, tylko z czego? Jak to z czego - z niepodległości. A że przy tym armia chińska zniszczyła ok. 6.500 klasztorów chińskich, to nic. I po co tam były te świątynie w ogóle? Teraz w ich murach są przynajmniej opłacalne domy publiczne oraz dyskoteki. Wymordowanie ok. 1,2 mln Tybetańczyków z ok. 6 mln członków tego narodu to też nic. A kto by się tym przejmował? Przynajmniej Chiny roztoczyły swoją opiekę nad prymitywnym i uwstecznionym regionem.

A czy kogoś interesuje poziom zanieczyszczenia powietrza w Chinach? Śmiertelny smog spowija wschodnie Chiny i jest sprawcą śmierci ok. 750.000 Chińczyków rocznie. Jednak nie wiadomo, czy Chiny uważają to za problem. W końcu i tak przyrost naturalny jest zbyt wysoki, to zawsze się przyda trochę zgonów. Innego zdania mogą być kraje, położone obok tego regionu, dla których to zjawisko stanowi zagrożenie.
Czy takie fakty mogą przemawiać na niekorzyść Chin? Czy dawne założenia karty olimpijskiej mają jakiekolwiek znaczenie? Co tam znaczenie. Trzeba handlować z Chinami, a nie krytykować ich za postępowanie w sprawach wewnętrznych i łamanie praw człowieka - to założenie dominuje w oczach możnych tego świata. Już lepiej pojechać do Chin, zobaczyć żołnierzy chińskich poprzebieranych za tybetańskich mnichów i wysłuchać legendy na temat tego cudownego państwa, zwiedzić miejsca wydzielone dla turystów, ale broń Boże (o ile wierzą w Boga), nie próbować zobaczyć czegoś, co skacze do oczu, żeby być zobaczonym.

Niektóre gwiazdy sportu stwierdziły, że media i opinia publiczna wywierają na nie nacisk w sprawie bojkotu igrzysk, a biedne gwiazdki muszą to znosić. Nikt ich nie broni. Nawet Parlament Europejski się zawziął. Jakieś manifestacje, plakaty, szum w mediach - straszne. Może ja stanę w obronie naszych drogich gwiazdek? Powinniśmy zrozumieć, że igrzyska to prestiż i uznanie, więc dlaczego nasi sportowcy mają sobie tego odmówić? Może oni chcą zdobyć medal? A w tym roku tym bardziej, skoro dodatkowym elementem estetycznym medali jest tybetańska i chińska krew. Zawsze to jakieś urozmaicenie, czyż nie?

Joanna Goleń, uczennica III B ZS NR 1
(0 głosów)