Jak wyglądały w tym roku?
Najpierw wyjazd do centrum handlowego i bieganina za jak najlepszą okazją kupienia czegoś w "promocji", decyzja o kupnie lalki Barbie dla siostrzenicy. Po ochłonięciu z szału zakupów, które zwykle okazują się troszkę zbyt pochopne, pojawiają się w głowie, niczym na ekranie zepsutego komputera, wiadomości ERROR! - przypominamy sobie, że Kasia nabrała kobiecych kształtów i ugania się za chłopcami. Później zazwyczaj jest łagodniej. Kobiety gotują, mężczyźni przynoszą do domu choinkę, zabijają karpia i wyciągają nogi na kanapie, zaś zniecierpliwione dzieci wypatrują pierwszej gwiazdki.
Wigilia Bożego Narodzenia - punkt kulminacyjny. Nie jest ważne ile osób siedzi za stołem. Liczy się 12 potraw, fragment z Pisma Świętego i życzenia. Śpiewamy kolędy z osobami, które widujemy czasem tylko ten jeden raz w roku. Po rozdaniu prezentów, wymianie uprzejmości, lakonicznych rozmowach, wszyscy rozchodzą się do domów. Zadowoleni lub nie, może zmęczeni, bądź w pełni sił. Ci "żywsi" udają się o północy na pasterkę i zaśpiewają razem "Bóg się rodzi". A pozostali?... Mam nadzieję, iż to wszystko nie stało się rutyną. Że dostrzegliśmy w Świętach coś więcej niż puste obrzędy czynione rokrocznie. Bo to są chwile, podczas których należałoby zamknąć oczy i pomyśleć o tym, że każda sekunda jest nieodwracalna. Więc, mam nadzieję, wykorzystaliśmy je właśnie tak i nie daliśmy się obezwładnić zewsząd otaczającej nas materii.