Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  Stefan Butryn
18
Lut
2002

Kartki z dziejów "ochrony" im. A. Żeromskiego w Nałęczowie

Stefan Żeromski, podróżując po różnych krajach miał możność porównania, jak w innych warunkach młodzież spędza czas beztrosko pod opieką doskonałych pedagogów w szkołach i ochronach.

   W opowiadaniu "Na pokładzie" opisuje wrażenia dwojga podróżnych. Doskonale ilustruje reakcję cudzoziemców na widok dziatwy płynącej statkiem po jeziorze w Szwajcarii na niedzielną wycieczkę. Dzieci są szczęśliwe, pogodne, roześmiane. Beztrosko upływa ich piękne dzieciństwo. Nie szczędzą pochwał dla ich radości i siły fizycznej pasażerowie statku. Tylko dwoje z nich, patrząc na młodych obywateli wolnego państwa szwajcarskiego ma łzy w oczach. W pamięci mają ciężkie dzieciństwo Andrzeja Radka, Marcina Borowicza z "Syzyfowych prac" i pierwsze niemowlęctwo dziecka Gibałów ze "Zmierzchu". W innych utworach Żeromski snuje wizję ochrony i szkoły dla dzieci. W "Dziejach grzechu" stwarza obraz folwarku, w którym znajduje się "dom ochroniarski, dom wychowawczy i szkoła"

   Żeromski był zawsze wrażliwy na los dzieci, które bez opieki, brudne i bose błąkały się po ulicach i drogach. Będąc w Nałęczowie pragnął w czymś tym dzieciom pomóc. Zwierzał się z tego nawet Faustynie Murzyckiej, jak wspomina o tym W. Nagórska. W wyniku wspólnych narad postanowiono zorganizować opiekę nad dziećmi. Za zgodą i pomocą Żeromskich w zimie 1905 matki idące do pracy zaczęły zostawiać swoje dzieci w willi "Oktawia" w pokojach zimowych. Opiekowały się nimi Julia Rudzka i Henryka Rodkiewiczówna. Bawiono je, karmiono, uczono. Patronowała tym pracom Maria Werycho-Radziwiłłowiczowa, czołowy pedagog polski w zakresie wychowania przedszkolnego.
   Od tej pory rozpoczęła się systematyczna praca z dziećmi. Jednakże z nadejściem lata, kiedy willę "Oktawia" mieli wynająć letnicy, przenoszona dziatwę do oficyny. Lecz i to nie rozwiązywało sprawy, ponieważ po pierwsze nie objęto opieką wszystkich dzieci, a po drugie nie było własnego, samodzielnego lokalu.
   Wówczas zrodziła się potrzeba odpowiedniego własnego budynku dla większej gromady dzieci. W związku z tym, marzeniem Żeromskich oraz ich przyjaciół stało się wybudowanie własnego budynku na ochronę. Żeromski zamierzał jak najszybciej rozpocząć budowę licząc na pomoc społeczeństwa.
   Rozpoczęto zbiórkę. Najbliżsi zebrali kilkadziesiąt rubli. Większy datek ofiarowała Wolska z Lublina, znajoma Dulębów i Żeromskich. Ochronkę w tym czasie przeniesiono do wynajętej willi Trojanowskiego. Prowadziły ją w dalszym ciągu Julia Rudzka i Henryka Rodkiewiczówna, które sumienną pracą zyskały sobie uznanie matek i sympatię społeczeństwa. Dzieci uczono gimnastyki, śpiewu, modelowania, czytania (oczywiście potajemnie). Na zakończenie roku urządzano wystawę robótek, którą wszyscy podziwiali. Tymczasem na budowę ochrony zbierano w dalszym ciągu fundusze. Urządzano na ten cel koncerty, przedstawienia, odczyty, które odbywały się w szopie na Pałubach. W tym czasie założono Towarzystwo Oświatowe "Światło" i od tej pory wszelka działalność oświatowa skupiała się pod egidą tego towarzystwa. Zarząd Główny Towarzystwa "Światło" znajdował się w Lublinie. Działalność Nałęczowskiego Koła "Światła" splotła się z historią ochronki.

   Budowa Ochronki.
Projekt budynku ochronki opracował architekt - inżynier Jan Witkiewicz, który należał do grupy działaczy związanych z terenem powiatu puławskiego. Witkiewicz bardzo często z narażeniem życia poświęcał się pracy konspiracyjnej, przewoził "bibułę" (odezwy, ulotki, prasę), kilkakrotnie aresztowany, spędził wiele lat na wygnaniu. Odsiadywał akurat karę na Pawiaku, kiedy Stefan Żeromski (żyli już wówczas w wielkiej przyjaźni) zwrócił się do niego z prośbą o zaprojektowanie budynku, przeznaczonego specjalnie na Ochronę. Jan Witkiewicz zgodził się na opracowanie projektu łącznie z prowadzeniem budowy. Był to pierwszy projekt przystosowany do budowy w kamieniu. Pod ołówkiem architekta Witkiewicza, budowniczego artysty, powstał przepiękny projekt ochronki.
   Budynek miał być wykonany z cegły i kamienia. Pracę rozpoczęto w 1906 roku. Przy budowie pracowali majstrowie: Łuka, Lenartowicz, Oreszczyński, Krajewski, Pakuła. Budowa postępowała, lecz ciągle brakowało pieniędzy. Oboje Żeromscy - Stefan i jego żona Oktawia - czynili starania o materiały i pieniądze. Pożyczyli pieniądze na weksle (niektóre z tych weksli zachowały się do dzisiaj). Sam pisarz zamawiał dachówkę i inne materiały. Świadczy to o tym, że wiele uwagi poświęcał pisarz tej sprawie, a przecież w tym okresie był chory i pracował twórczo.
   Żeromski w czasie budowy często przebywał na placu. Siadał pod sosną, wsłuchując się w gwarę "majstrów", którzy uwijali się wokół murów. Służył radą, żartował z robotnikami.
   Budowa rosła, rosły i wydatki, a kiedy zabrakło funduszy, pisarz nie zawahał się ofiarować na dalsze prace swego honorarium - 6000 rubli - za "Dzieje grzechu".
   Kierownik budowy inżynier Jan Witkiewicz projektował całość, czuwał nad każdą cegłą, każdym kamieniem, żeby dzieło było jak najlepiej wykonane. Budynek powstał z cegły i kamienia. Artystyczny układ tych dwu materiałów dał piękną elewację. Biało - żółto - czerwone ściany i frontony czynią z budowli skończone dzieło sztuki. Koszt budowy był dość znaczny - Witkiewicz prowadził dokładną sprawozdawczość. Sama dachówka kosztowała 355 rubli, drzewo ok. tysiąca, roboty murarskie półtora tysiąca. Znaczne sumy pochłonęły roboty stolarski i różne dodatkowe materiały. Powstałe w czasie budowy zadłużenie w miejscowych magazynach i żydowskich składach pokrywali Żeromscy. (By zarobić na pokrycie długów Żeromski i jego koledzy literaci wspólnie napisali i wydali książkę pod tytułem "Na nową szkołę" (Kraków, 1906) ale inicjatywa ta nie przyniosła spodziewanych zysków).
   Kiedy już prace przy budowie ukończono, dom był w istocie ładny i kształtny, a w związku z tym że był bardzo pięknie położony - w malowniczej dolinie, przy drodze - zachwycał swym pięknem każdego. O ochronce najpiękniej pisze sam Żeromski w utworze "Róża".
"Od ulicy wiodą do ochronki schody przez małą furtkę. Na lewo wejście na taras, na wprost wejścia szerokie drzwi. Nad drzwiami napis - cytat A. Mickiewicza; "Pomiędzy dzieci boże próżno ten wejść pragnie, kto się w drzwi tak nisko jak dzieci nie nagnie".
   Obok na prawo na ścianie tablica z napisem "Ochrona im. Adama Żeromskiego" w Nałęczowie. Piękny taras z łukowymi arkadami od północno - wschodniej ściany budynku. Od wschodu dwa okna wychodzące do głównej sali i jedno nisko do piwnicy. Każde ślicznie obramowane i profilowane cegłą lub kamieniem. Obramowanie, skarpy, szczyty, wszystko stanowi logiczną i artystycznie uzasadnioną kompozycję. Żadnego zbędnego koloru i kształtu.

   Dzisiaj wnętrze ochronki nie uległo zmianie. Na podłodze i dawniej stały malutkie krzesełka i stoliki. Pianino, etażerka z książkami, maty, półki pełne zabawek, biblioteczka dziecinna. Wyposażenie było zawsze wzorowe. Do tradycji należy również wzorowa działalność ochronki. Tak jest obecnie i tak było dawniej. Od początku istnienia ochronka cieszyła się wielką frekwencją. W pierwszych latach frekwencja wynosiła do 110 dzieci w miesiącach wiosennych. Ciasnotę powiększał fakt, że w tym samym budynku odbywały się zajęcia szkolne, na które uczęszczało około 40 dzieci.
   Brak sprawozdań z lat 1907-1909 nie pozwala na określenie dokładnej ilości uczestników. Wiadomo natomiast że w roku 1909/10 zapisanych do ochronki dzieci było 82, a stale uczęszczało 40. Funkcjonowała dalej szkoła, czytelnia oraz biblioteka. Podobnie było i w późniejszych latach. Np. w r. 1911/12 w bibliotece było 380 książek, przeczytano 837 tomów. Z biblioteki korzystały również dzieci z I i II oddziału. W szkole prowadzonej tu przez "Światło" uczono: języka polskiego, rosyjskiego, arytmetyki, przyrody, religii, geografii, historii Polski, rysunków i gimnastyki. Dzieci z ochronki wykonywały różne robótki, które sprzedawano przy okazji zabaw ludowych. Uczyli tu: A. Srzędziński, Felicja Sulkowska i M. Bogdanowicz. W okresie 1912-13, kiedy to szkoła była nieczynna, w ochronce starsze dzieci potajemnie uczono czytać i pisać.
   W 1913 roku ochronka przechodziła trudności finansowe. Nadmiar dzieci, zwyżka cen i brak dochodów zmuszał do uciekania się o pomoc do miejscowych obywateli, co nie przez wszystkich było mile widziane. W trudniejszych okresach ochronka jako tako wychodziła z impasu tylko dzięki ofiarnej pomocy opiekunów i Komitetu Obywatelskiego. Urządzono loterię i przedstawienia w celu zebrania funduszy.
   Mimo wysiłków w roku 1915 ochronkę i szkołę zamknięto. Nauka była prowadzona prywatnie i nielegalnie - bez zezwolenia władz. W czasie działań wojennych w ochronkę zajęło wojsko i dopiero po odejściu żołnierzy uruchomiono ją z powrotem.

   Do opiekunek ochronki należały: Oktawia Żeromska, opiekująca się nią od pierwszej chwili, Maria Weryho - Radziwiłłowicz, Henryka i Jan Witkiewiczowie, Felicja Sulkowska, Maria Bogdanowicz, Łypacewiczowa, Jełowiecka, Paulina Grondowska, Janina Górska (która przyprowadzała dzieci z czworaków do ochronki, gdzie często akompaniowała im na fortepianie), Litwiński i Pawlak. Z ochroniarek i nauczycielek była Lucyna Molędzińska, ze szkoły Marii Weryho - Eugenia Dębowska, Ksawera Jackowska, Klara Olszewska, Zofia Bogatkowska, Srzędzińska, Zenobia Rogalanka i ostatnia kierowniczka przedszkola A. Radzik. Lucyna Molędzińska - Wernerowa należała do bardzo czynnych ochroniarek. Poza pracą wychowawczą dużo pisała: wiersze dla dzieci, pogadanki, inscenizacje drukowane w miesięczniku "Wychowanie przedszkolne". Napisała też książkę dla przedszkoli pt. "Gry i zabawy ruchowe".
   Lucyna Wernerowa mieszkała we własnym domku obok przedszkola. Pracowała w ochronce w latach 1907-9 i później 1917-26. Pamiętała, z jaką trudnością spłacali Żeromscy długi za budowę ochronki. Pamiętała trudne lata w ochronce, kiedy po pół roku nie wypłacano jej należności za pracę.
   Dłużej pracował w szkole w ochronce nauczyciel A. Srzedziński, który w czasie wojny został wywieziony do Rosji i tam zaginął.

   I dzisiaj, po tylu latach, wszyscy, którzy chodzili do ochronki, do szkoły, a także ich dzieci, ze wzruszeniem wspominają ten piękny domek nad drogą - a jest ich aż 90 roczników. Jedni z nich zdobyli tu początki wiedzy, inni budowali ją, pracowali w niej. Nie ma chyba w Nałęczowie mieszkańca, który w ten czy inny sposób nie byłby związany z tym miejscem.
   Rozmowa o ochronce należy bodajże do najczęstszych, zwłaszcza wtedy, gdy wpadną w ręce stare fotografie z własną osobą sprzed lat - kilku lub kilkudziesięciu.

   Pierwsze państwowe przedszkole w Polsce.
Formalnym właścicielem Ochronki był Stefan Żeromski. Kiedy w roku 1918, w dziewiętnastym roku życia zmarł jego ukochany, jedyny syn, pisarz długo nie mógł przeboleć tej straty. Na każdym kroku w Nałęczowie odżywały smutne wspomnienia. Przyjaciele Żeromskiego chcąc uczcić pamięć przedwcześnie zmarłego syna pisarza, nazwali ochronkę jego imieniem.
   W latach 1919-20 nastąpiło upaństwowienie ochronki i przyjęcie jej pod opiekę Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Od tej chwili nazywała się Państwową Ochronką im. Adama Żeromskiego w Nałęczowie. Żeromski chętnie zgodził się na to i sporządziwszy akt, zrzekł się całkowicie wszystkich praw do budynku i parceli. Ochronę przejęło Koło Opieki w obecności delegata Ministerstwa WRiOP. Ustanowiono wówczas Regulamin Tymczasowy.
   Po załatwieniu formalności i otrzymaniu budżetu Ochronka, teraz częściej nazywana przedszkolem, funkcjonowała w podobny sposób, jak inne samorządowe przedszkola.
   Koło Opieki, a później Komitet Rodzicielski, usprawniały prace placówki. W okresie międzywojennym kierowniczką była wspomniana poprzednio, niedawno zmarła Zenobia Rogalanka.
   Z okresu międzywojennego nie zachowały się niestety żadne dokumenty.

   Przedszkole swoją rolę spełnia 96 lat i - choć w innym miejscu - spełniać będzie dalej. Czasu nikt nie zatrzyma. Jedne maluchy odchodzą, inne przychodzą lub przyjdą jutro. W nieustających trybach czasu mielą się ludzkie sprawy. 96 lat. Ludzie, którzy dźwigali kamienie na mury, odeszli. Odeszli fundatorzy, lecz dzieło pozostało. Przetrwało lata dobre i złe.
   Przez lata przychodzili tu ludzie. Jedni tylko oglądać, drudzy - by coś do sprawy dołożyć. Ci, którzy przychodzili obejrzeć, przypadkowi goście, zostawiali parę słów, podpis w księdze pamiątkowej. Ci, którzy pracują zostawią coś więcej. Młode pokolenie pierwsze słowa, czy pierwsze bajki i wiersze pamiętać będzie dłużej niż niejeden fakt historyczny. Z kart księgi pamiątkowej i serc kochających odczytać można zawsze historię przedszkola. Odczytać też można wiele wskazań dla młodych obywateli. Między innymi bardzo pięknie napisał o niej Marian Brandys: "Oby w tej pięknej szkole, stworzonej przez Wielkiego Pisarza, chowały się dzieci w miłości dla dobra i piękna"
   A dalsze plany odnoście budynku ochronki? Powinien stać się on siedzibą Muzeum Wychowania Przedszkolnego i Muzeum Nałęczowa, gdyż było tu pierwsze państwowe przedszkole powstałe z głębokiej miłości Żeromskiego do dziecka polskiego. Myśl tę wysunęła Stanisława Lipina, pracownik wychowania przedszkolnego, która również zachęciła mnie do napisania powyższej pracy.

Stefan Butryn

Tekst powstał przed podjęciem przez władze Nałęczowa decyzji o przeznaczeniu "ochronki" na siedzibę Muzeum - Izby Pamiątek Historii Nałęczowa.
(0 głosów)