Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  MK
09
Lis
2006

Wspomnienia Czesława Sołdka ps. "Biały" (13)

Cz. 13. Zamek Lubelski

   Większość sądzonych przez Wojskowy Sąd Rejonowy była więziona w lochach Zamku Lubelskiego. W ciasnych celach stłoczonych było po kilkanaście osób. Byli to głównie żołnierze Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich oraz innych organizacji, które tworzyły ruch oporu w okupowanej przez hitlerowców Polsce. W komunistycznym kraju stali się oni wyrzutkami, dla których nie było już miejsca w "nowej ojczyźnie".

   Wielu z nas, którym udało się uniknąć aresztowań, starało się wkomponować w istniejącą rzeczywistość - nie było to jednak łatwe, zwykle kończyło się to aresztowaniem i procesem. Nie wszyscy jednak porzucili walkę. Na gruzach dawnych organizacji konspiracyjnych zaczęły wyrastać nowe. Powstały "Ruch Oporu Armii Krajowej" i "Wolność i Niezawisłość". Ich członkowie ścigani przez aparat bezpieki nieraz musieli toczyć bratobójcze walki z funkcjonariuszami UB, KBW i MO. Po obu stronach ginęli Polacy. Jedni w imię hasła "Bóg, Honor i Ojczyzna" drudzy w imię haseł głoszonych przez Moskwę.

   Ja po przejściu brutalnego śledztwa, zostałem przeniesiony z więzienia UB z ulicy Cichej do celi w baszcie Zamku Lubelskiego. Jak długo tam przebywałem dziś już nie pamiętam. Dni zlewały się z nocami, a jedynym wyznacznikiem czasu były kolejne przesłuchania. Niektórzy osadzeni byli sądzeni bezpośrednio w celach. Proces taki przeprowadzany był w trybie doraźnym bez udziału obrońcy, a wyrok był zawsze ten sam -"winny". W większości przypadków było to równoznaczne z wyrokiem śmierci.
   Mnie przewożono na ulicę Okopową do siedziby Wojskowego Sądu Rejonowego. Traktowano mnie jak najgorszego wyrzutka, pozbawiając mnie godności ludzkiej. Zakuty w kajdany byłem poniżany psychicznie, bity, maltretowany i torturowany. Nikt tak naprawdę nie interesował się tym, co mówiłem, wyrok był przecież znany jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Na pierwszej mojej sprawie byłem sądzony w trybie doraźnym, więc oczekiwałem najgorszego. W noc przed ogłoszeniem wyroku towarzysze z celi ścieśnili swoje posłania, zostawiając mi więcej miejsca, bym mógł się po raz ostatni wyspać. Podsunęli mi także kawałek suchego chleba, który miał być moim ostatnim posiłkiem. Tylko to mogli zrobić dla mnie w ostatnią noc przed wyrokiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności jednak wyrok nie zapadł. Skierowano mnie do dalszego śledztwa.

   Uczestniczyłem potem jeszcze w wielu rozprawach, nie pamiętam jednak, co wtedy ze mą się działo. Mój krańcowo wyczerpany umysł zapamiętał tylko, że kilkakrotnie przewożono mnie do sądu. Dziś myślę, że wszystko to służyło temu, by mnie złamać, bym zaczął zdradzać swoich towarzyszy.
   Czasami przed sprawą otrzymywałem do przeczytania gruby akt oskarżenia. Nie czytałem go jednak, gdyż znałem go na pamięć. Podczas śledztwa każdy zarzut, jaki mi stawiano znaczony był przez przesłuchujących szramą i siniakiem na moim ciele. Okaleczony, wycieńczony i zmaltretowany czekałem na ostateczny wyrok. Wkrótce miał on zapaść...

Opracował Michał Kowalczyk
(0 głosów)