Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  BTR
19
Lip
2009

Wyprawa Bankowego Towarzystwa Rowerowego na Litwę

3-11 LIPCA 2009R.

Piątek, 3 lipca 2009

Wyjazd 7.00 rano. Na miejsce dojechaliśmy ok. godziny 20.00 Zakwaterowani byliśmy w drewnianych domkach kempingowych 3 km od Troków nad pięknym jeziorem.

Sobota, 4 lipca 2009

Rano pobudka o godzinie 7.00 i pierwsza z zaplanowanych tras - do Rumszyszek ok. 130 km.
Śniadanie w małym wiejskim sklepiku i jedziemy dalej. Do Rumszyszek dojechaliśmy w miarę sprawnie. Próbowaliśmy pokonać trasę bocznymi, mniej uczęszczanymi drogami, ale ponieważ oznakowanie na Litwie nie jest dokładne, po kilku pomyłkach postanowiliśmy jechać główna drogą.
Na miejsce dotarliśmy ok. godziny 13.00, w jedynym w tej okolicy barze zjedliśmy obiad i pojechaliśmy zwiedzać cel naszej wyprawy, czyli skansen. Nazwa miasteczka Rumszyszki (Rumšiškes) na Litwie kojarzy się tylko z jednym - skansenem, i to jak najbardziej słuszne, bo dla lubiących takie ekspozycje jest to atrakcja pierwszej klasy. Ofcjalnie jest to Litewskie Muzeum Kultury Ludowej Założony w 1974 r. na brzegu sztucznego Morza Kowieńskiego skansen zajmuje 175 ha, na których stoi ponad 100 dużych obiektów, powstałych od II połowy XVIII w. do XX w. Co szczególnie istotne dla poznających Litwę, teren podzielono na cztery wioski, reprezentujące główne prowincje - Auksztotę, Dzukiję (Wileńszczyznę), Suwalszczyznę i Żmudź; są też obiekty z Małej Litwy (czyli kraju Kłajpedy z częścią obecnego obwodu kaliningradzkiego) (...)
Wracamy do Trok. Nie chcieliśmy wracać tą samą drogą, ponieważ ruch na tej trasie był dość intensywny, a jazda rowerem wśród warkotu przejeżdżających samochodów nie była przyjemna i nie pozwalała podziwiać krajobrazów. Jeden z członków wyprawy podjął się prowadzenia nas z mapą do Trok bocznymi drogami. I nie był to dobry pomysł, tzn. pomysł może i dobry, ale prowadzący chyba rzadko zaglądał do mapy.

Nasz "przewodnik" i owszem poprowadził nas drogami mniej uczęszczanymi, zdarzyły się nawet polne drogi. Nazwaliśmy je "czołgowymi", ponieważ wszystkie miały takie nierówności, jakby nic innego po nich nie jeździło tylko czołgi na gąsienicach. Ręce bolały od trzymania kierownicy, nie mówiąc już o innych częściach ciała. Po drodze łataliśmy trzy dziurawe opony, naprawialiśmy jeden zepsuty pedał i dojechaliśmy na nocleg o 1.00 w nocy, po przejechaniu 186 km, zamiast planowanych 130 km. Postanowiliśmy jednogłośnie zmienić "przewodnika".

To był bardzo ciężki dzień. Ale wszyscy daliśmy radę. A najbardziej możemy być dumni z naszych najmłodszych uczestników: 10-letniego Patryka, 12-letniego Przemka, 14-letniego Zbysława i 17-letniej Lutosławy, ponieważ całą trasę pokonali razem z nami, mimo deszczu, który nas zmoczył, zimna i zmęczenia. Uznanie należy się również naszemu kierowcy Stasiowi, który w tym roku nie jeździł w ogóle na rowerze.

Niedziela, 5 lipca 2009

Kolejny dzień, niedziela. Ponieważ wszyscy są zmęczeni poprzednim dniem, postanawiamy trochę zmienić plany. Zwiedzamy na rowerze Troki i okolice. W przewodnikach określane są jako jedno z najpiękniej położonych miast Litwy. Ma to związek z osobliwym ukształtowaniem terenu, malowniczością dolin, wąwozów, lasów oraz jezior, które tworzą wspaniały pejzaż (...) Rzeczywiście jest tu co oglądać: urokliwe drewniane miasteczko, zamieszkane przez jeden z najmniejszych narodów europejskich - śniadoskórych Karaimów, ściągniętych tu w średniowieczu z dalekiego Krymu; wspaniały zamek wielkich książąt na jeziornej wyspie, jeden z najczęściej fotografowanych i reprodukowanych zabytków kraju; wreszcie wspaniała, a latem dosłownie oszołamiająca, przyroda Pojezierza Trockiego, po którym można żeglować i pływać łodziami, odkrywając urokliwe zakątki (...) Po obejrzeniu tych wszystkich zapierających dech w piersiach zabytków i pejzaży, postanowiliśmy zjeść późny obiad w "karaimskiej" restauracji (...) W tej restauracji po raz pierwszy jedliśmy m. in. jedno z tradycyjnych litewskich potraw "cepeliny". Są to przepyszne kluski, a właściwie wielkie kluchy z sosem nadziewane "różnościami". Jest ich wiele rodzajów, w zależności właśnie od nadzienia, mogą być z baraniną, z twarogiem, z kapustą i grzybami, na słodko, na ostro, jak kto lubi. Porównując je do naszej polskiej kuchni, można by powiedzieć, że są to kluski podobne do naszych pyzów, tylko, że dużo większe i bardziej miękkie. Robi się je z surowych ziemniaków startych na drobnej tarce, potem dodaje się ugotowane ziemniaki, do tego jajka, sól i odrobinę mąki. Pycha! Po obiadku, jedziemy na naszą nową kwaterę, również niedaleko Trok w małej wiosce Jovariskes. Jest to gospodarstwo agroturystyczne, położone niedaleko przepięknego jeziora, prowadzone przez polską rodzinę.
Wieczorem, nasi najmłodsi zażywają kąpieli w tym właśnie jeziorze (choć jest dość zimno), palimy ognisko i jemy pieczone kiełbaski.

Poniedziałek, 6 lipca 2009

Na poniedziałek zaplanowaliśmy odwiedzenie pierwszej stolicy Litwy Kierniowa (ok. 75 km). W tym dniu właśnie odbywa się tam wielka uroczystość "Dni żywej archeologii", na których prezentowane są dawne rzemiosła, odbywają się koncerty dawnej muzyki, pokazy sztuk militarnych. Kierniów (Kernawe) to szczególne miejsce ilustrujące unikalną wymarłą tradycję kulturalną i cywilizacyjną ważne etapy historii ludzkości, które w 2004r. Zostało wpisane na listę arcydzieł światowego dziedzictwa UNESCO.

Na początku lipca w Dzień Państwa w Kierniowie odbywają się właśnie imponujące "Dni żywej archeologii". Na ogromnej przestrzeni pięciu wzgórz zamkowych tworzone są "osady". Można w nich obejrzeć jak dawniej wytapiano rudy żelaza, bito monety, szyto ubrania, odbywają się pojedynki rycerzy, odwzorowywane są dawne bitwy. Tu też spotkalismy Polaków z Warszawy i Poznania, którzy tworzyli "polskie osady". Wszystkiemu towarzyszy wielki kiermasz, gdzie można kupić pamiątki, zjeść coś pysznego. W drodze powrotnej jemy obiad w restauracji prowadzonje przez Polaków (oczywiście "cepeliny"), położonej nad malowniczą rzeką Wilią z pięknym widokowym tarasem i wspaniałym drewnianym placem zabaw dla dzieci, z którego korzystały nie tylko dzieci, ale również co niektórzy starsi BTR-owcy. Ok. 20.00 trochę przemoknięci i zmarznięci wracamy na kwaterę. Wieczorem znowu ognisko nad jedziorem i idziemy spać.

Wtorek, 7 lipca 2009

Jedziemy do Medininkai, gdzie znajdują się ruiny dawnego zamku Giedymina (111 km). Niestety... nasz "przewodnik" znowu postanowił nas prowadzić i po przejechaniu 60 km, gdy wreszcie trafliśmy na właściwą drogę, dowiadujemy się, że do Medininkai mamy jeszcze 40 km. Nie docieramy do celu naszej wyprawy. Było już zbyt późno, aby dalej jechać, a poza tym 200 km w ciągu jednego dnia to chyba lekka przesada. Postanawiamy wrócić przez Wilno, gdzie jemy późny obiad. Wracamy na kwaterę. Wieczorem dojeżdżają do nas z Polski trzej uczestnicy wyprawy: Wojciech Gucma (...), Tadeusz Adamczyk (...) i Jarek Lipnicki, którzy z powodu spraw służbowych nie mogli być z nami od początku.

Środa, 8 lipca

Jedziemy do Wilna. Trasa nie jest długa (30 km w jedną stronę). O 12.00 w spotykamy się z Ambasadorem Panem Januszem Skolimowskim, który opowiada nam o stosunkach polsko- litewskich, problemach Polaków mieszkających na Litwie, historii pałacu Paca, gdzie aktualnie mieści się Ambasada Rzeczypospolitej na Liwie. Potem zostawiamy rowery na posesji ambasady, jemy obiad w restauracji, gdzie podają 19 rodzajów cepelinów i idziemy z przewodnikiem zwiedzać Wilno (...) Choć nie mieliśmy dużo czasu na oglądanie, to i tak nie da się w kilku słowach, czy linijkach opisać zabytków Wilna, które udało nam się zobaczyć. Więc w tym miejscu tylko wymienię, jakie miejsca odwiedziliśmy. Byliśmy w Kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, widzieliśmy Uniwersytet Wileński, Plac Katedralny i Katedrę, Kościół św. Ducha, Kaplica św. Kazimierza, Kościół św. Anny, mieszkanie w którym przebywał Adam Mickiewicz. Na kwaterę (oczywiście przemoknięci) wróciliśmy już dobrze po zmierzchu.

Czwartek, 9 lipca

Ponieważ burza z wielkim deszczem uniemożliwiła nam zwiedzenie w Wilnie cmentarza "na Rosie", postanowiliśmy do Soleczników (Šalčininkai), celu naszej wyprawy na kolejny dzień (86 km) udać się tylko w jedną stronę rowerami, a z powrotem samochodem, aby w drodze powrotnej zdążyć zajechać do Wilna i zwiedzić ten słynny polski cmentarz. Docieramy na miejsce ok. godziny 13.00, zmęczeni i znużeni, ponieważ prawie całą drogę musieliśmy jechać pod dość silny wiatr. Na miejscu czeka na nas Mer miasta Soleczniki Pan Zdzisław Palevicz, który opowiada nam o historii miasta, problemach z jakimi boryka się samorząd, sytuacji Polaków na Litwie, a na zakończenie otrzymujemy ilustrowany album o Solecznikach (...) Rejon Solecznicki jest położony w południowo-wschodniej części Litwy w Powiecie Wileńskim, na pograniczu z Białorusią. Miasto Soleczniki (6700 mieszkańców), znajduje się w odległości 44 km od Wilna przy trasie międzynarodowej Wilno-Lida, leży nad rzeką Solczą, od której wzięło nazwę. Rejon Solecznicki liczy ponad 39000 mieszkańców, z czego ponad 79% stanowią Polacy - potomkowie rodów żyjących w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. (...) Jest bardzo prawdopodobne, iż właśnie na solecznickim cmentarzu kościelnym 2 listopada 1821 roku Adam Mickiewicz oglądał obrzęd Dziadów. Soleczniki i okolice były ulubionym miejscem Wielkiego Poety, który przyjeżdżał tu na wypoczynek. W roku 1998 na Placu Samorządu w Solecznikach wzniesiony został piękny pomnik poety. Poza Mickiewiczem często przebywali w tych stronach również poeci Juliusz Słowacki, Tomasz Zan, mineralog i geolog Ignacy Domeyko, działacz polityczny Joachim Lelewel, historyk Michał Baliński oraz wielki żninianin, biolog, lekarz i chemik Jędrzej Śniadecki. W pobliskich Jaszunach znajduje się grób naszego wielkiego matematyka, astronoma i flozofa, Jana Śniadeckiego, który po przejściu na emeryturę przeniósł się tu na stałe i mieszkał aż do śmierci. Wracamy do Wilna, zwiedzamy cmentarz na Rosie, po którym oprowadza nas przygodnie spotkany chłopak (Polak), który w ten sposób chce zebrać pieniądze na wycieczkę do Polski i studia w Polsce. Zaskakując nas swoją wiedzą, opowiada nam fakty i anegdoty o wybitnych Polakach, których groby znajdują się właśnie na tym cmentarzu. Wracamy do Troków wieczorem, pakujemy się, bo następny nocleg już w Druskiennikach (Druskininkai).

Piątek 10 lipca

I znowu zmiana planów. Ponieważ do Druskiennik musielibyśmy jechać głównymi, ruchliwymi szosami (112km), zdecydowaliśmy, że pojedziemy na miejsce samochodem, a na rowerach będziemy zwiedzać miasto i jego okolice. Około południa docieramy na miejsce. Szybko kwaterujemy się i na rowery. Nie mamy wiele czasu na jazdę, ale udaje nam się zobaczyć Muzeum komunizmu i Park wypoczynku i rzeźby, jedziemy też ścieżką rowerową nad Niemnem. Dzięki naszemu "przewodnikowi", który oczywiście znowu pomylił drogę, przejechaliśmy ponad 50 km, ale za to najedliśmy się poziomek, jagód i nazbieraliśmy trochę grzybów. Wieczorem jeszcze trzygodzinny spacer po mieście i idziemy spać, bo rano wyjeżdżamy do Polski. Chociaż nie dotarliśmy do wszystkich miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć, to i tak w ciągu 7 dni spędziliśmy na rowerze ponad 30 godzin i przejechaliśmy ponad 600 km.

Sobota 11 lipca

Pospaliśmy trochę dłużej, jeszcze śniadanie i żegnamy się z Litwą. Do Nałęczowa wróciliśmy ok. 20.00, zmęczeni, ale uśmiechnięci i zadowoleni. Już snujemy plany kolejnej wyprawy. Dokąd pojedziemy...? Zapraszam na stronę internetową BTR-u, gdzie znajduje się galeria zdjęć z tej i innych naszych wypraw: www.btr.bsnaleczow.pl.

(BtR)
(0 głosów)