Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  BW
23
Kwi
2012

Ludzie z pasją - Krystyna Tarka

Pochodzi z Ustki, ale za miłością swojego życia przywędrowała do Nałęczowa.

Działała najpierw w harcerstwie, prowadziła drużynę zuchową, potem uczyła w nałęczowskiej szkole podstawowej zajęć praktyczno-technicznych, zawsze aktywna, kreatywna, dlatego nie umiała pogodzić się z tym, że po latach pracy, z ogromnym doświadczeniem jest już niepotrzebna... Od dziesięciu lat jest prezeską prężnie działającego Klubu Haftu "Ziemianka", bo wreszcie na emeryturze przyszedł czas na rozwijanie swojej pasji - haftu.

- Teraz, dzięki haftowi mam inny świat. Każdą wolną chwilę poświęcam na haftowanie, a telewizor włączam do towarzystwa. Żeby tylko było zdrowie i gdyby ktoś dołożył tak jeszcze 6-8 godzin do doby, to byłabym szczęśliwa - mówi pani Krystyna. Zamiłowanie do tworzenia igłą i nitką miała od zawsze. Kiedyś podpatrywała, jak wyszywa mama. Ale dobrze pamięta ten moment, kiedy zaczęło się tak na poważnie z tym haftowaniem.

- To wszystko przez mojego kolegę z klasy - uśmiecha się na samo wspomnienie o tamtej chwili. - W trzeciej klasie podstawówki mieliśmy za zadane wyszywać na lekcji. Gdy zobaczyłam jak pięknie wyszywa mój kolega i jakie przyniósł prace, to pozazdrościłam mu. Wtedy postanowiłam sobie, że też tak nauczę się wyszywać. Nie zawsze był czas na siedzenie godzinami nad tamborkiem, ale nie umknął uwadze pani Krystyny żaden wzór haftu, zbierała je, wycinała z gazet i odkładała na później.

- Mam tyle wzorów, że nie dam rady wszystkiego spróbować zrobić - śmieje się hafciarka. - Gdy jestem u koleżanki, to plotkujemy o haftach, nicach, technikach, wzorach...To moja pasja, którą przekazuję innym. Moja córka też haftuje, wnuczka Ola (córeczka mojego syna) mam nadzieję, że niedługo też się nauczy. Bo ja lubię uczyć... Przez lata uczyłam zajęć praktyczno-technicznych w Szkole Podstawowej im. S. Żeromskiego w Nałęczowie i zawsze uczyłam choć podstaw haftu na zajęciach albo na kółku.

Gdy zakończyła pracę zawodową w szkole bardzo to przeżywała. Nie była gotowa na to, aby siedzieć w domu, nie pracować zawodowo. Nie wystarczała codzienność wypełniona rozmaitymi zadaniami, od gotowania, sprzątania, po opiekę nad chorą mamą. Brakowało jeszcze tego czegoś, co sprawia, że łatwiej pokonuje się trudy codzienności, czegoś co wprawia w euforię, daje radość, co budzi entuzjazm - pasji, która jest odskocznią i daje siłę...

- Brakowało mi bycia potrzebnym... Okazało się, że nie tylko mnie doskwierała ta pustka, depresja, nie tylko ja chciałam dalej działać - wspomina tamte trudne chwile. - I niedługo powstał Klub Byłych Pracowników Oświaty i Przyjaciół Szkoły. Potem ze względu na różne hobby stworzyliśmy sekcje i tak powstał Klub Haftu.
Różne emocje, doświadczenia, wydarzenia wniósł klub do życia pani Krystyny. W klubie zawsze wiele się dzieje. Wyjazdy na kiermasze, udział w konkursach, festiwalach, wyjazdy zagraniczne. Cieszą zdobywane nagrody, zawiązane znajomości, podpatrzone nowe wzory, pochwały i wdzięczność innych osób.

- W klubie powtarzamy zasłyszane powiedzenie "jeżeli umiesz przyszyć guzik, potrafisz wyhaftować różę". Służę więc radą i pomagam koleżankom odkryć w nich ten talent, często na początku mówią, że nie dadzą rady, że to za trudne, a później z satysfakcją oglądamy pięknie wykonane prace i sięgamy po kolejne wzory i techniki. Czasem trzeba zrobić coś wspólnie, podzielić się pracą, wtedy jest łatwiej. Wspólnymi siłami wyhaftowałyśmy obrus dla papieża Jana Pawła II - zaszkliły się oczy ze wzruszenia.

- To pamiątkowe zdjęcie, na którym trzymamy gotowy obrus podpisał drżącą ręką papież. To nasza relikwia. Pasja daje satysfakcję, daje radość życia i siłę...
- W ubiegłym roku chorowałam na nowotwór - opowiada. - Nie tragizowałam, nie załamałam się, nie pytałam, dlaczego mnie to spotkało. Walczyłam z chorobą i jak tylko miałam siłę i możliwości haftowałam.

Na początku w szpitalu trochę z tym wyszywaniem kryłam się, ale jak lekarz zobaczył i pochwalił, że to dobra terapia, bo ćwiczę ręce, to już teraz nawet w poczekalni, kiedy czekam na wizytę coś haftuję. To mnie trzyma. Pamiętam i jestem ogromnie wdzięczna moim koleżankom z klubu, które cały czas wspierały mnie, a nawet zamówiły mszę św. w mojej intencji przed operacją. Okazało się też ,że nawet jak się choruje, to może się coś ciekawego dziać - moje prace zostały nagrodzone - Matka Boża Cygańska oraz seria haftowanych pocztówek.

Mój ulubiona wyhaftowana praca? To postać anioła śpiącego w ogrodzie. Obrazek wykonany w trudnej łączonej technice haft gobelinowy i krzyżykowy na krosnach, z wykorzystaniem około 60-ciu odcieni nici. Pół roku haftowałam tę pracę i podarowałam ją mojej szwagierce. Tak bardzo podoba się mi ten anioł, że sobie też wyhaftuję takiego, jak tylko będę miała więcej czasu. Cały czas targuję się, że jeszcze za mało zrobiłam, że jeszcze trzeba mi kilka lat...

autor: Bogumiła Wartacz
(0 głosów)