Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  Stefan Butryn
08
Lut
2014

Wspomnienie o Monice Żeromskiej

W nałęczowskiej księgarni państwa Rodaków nabyłem ostatnio ciekawą książkę pod tytułem „Ocalić od zapomnienia – Anna i Monika Żeromskie”, w której znalazły się wspomnienia ludzi pióra, sztuki oraz znajomych Stefana, Anny i Moniki Żeromskich.
Lektura tej książki przypomniała mi moje spotkania z Anną i Moniką w: Konstancinie, Warszawie, Karmanowicach i Nałęczowie.

Po śmierci pisarza Anna z córką musiały opuścić mieszkanie w Zamku Królewskim w Warszawie, które przecież Żeromski wyremontował za własne pieniądze i przeniosły się do willi „Świt” w Konstancinie, którą nabył w 1920 roku i w której czasem mieszkał.
[…] W latach 60., gdy pracowałem w Muzeum Stefana Żeromskiego w Nałęczowie, postanowiłem nawiązać kontakt z Moniką Żeromską. Wiedziałem, że pani Monika prowadzi dom otwarty, że jest zapraszana do szkół i uczelni, gdzie dzieliła się wspomnieniami o ojcu – pisarzu.

Pierwsza moja wizyta była w Konstancinie. Zostałem mile przyjęty, a nawet poczęstowany obiadem. Kolejne wizyty złożyłem w Warszawie. Pamiętam, że pani Monika stała przy sztaludze, malując kwiaty, a jej matka Anna oglądała książki, które przywiozłem im w prezencie.
Kontakt z córką Żeromskiego utrzymywałem przez wiele lat, regularnie korespondowaliśmy, zwłaszcza wtedy, gdy rozpocząłem akcję wmurowania tablicy poświęconej pobytowi i pracy pisarza w Muzeum Polskim w szwajcarskim Rapperswilu.

W związku z tą sprawą nawiązałem kontakt z panią prof. Henryką Viellard-Cybulską, prawniczką zajmującą się sprawami młodzieży, członkinią Towarzystwa Przyjaciół Rapperswilu, która miała możliwość kontaktowania się ze szwajcarską Polonią i władzami miasta.
Po pewnym czasie pani profesor otrzymała zgodę władz na wmurowanie tablicy na ścianie zamku, ale pod warunkiem, że nie będzie to tablica przekazana przez polskie władze, ale przez prywatną osobę lub stowarzyszenie społeczne.

Jak tylko otrzymałem tę informację, zawiadomiłem panią Monikę, a ona zwróciła się do prof. Lorenza, dyrektora Muzeum Na- rodowego w Warszawie, z prośbą o pomoc finansową. Potrzebne były pieniądze na opłacenie usług rzeźbiarza, który wykona tablicę, na pokrycie kosztów odlewu w brązie oraz na podróż rzeźbiarza Stanisława Kulonia do Rapperswilu.
Wkrótce tablica pamiątkowa została wmurowana w ścianę szwajcarskiego zamku. Niestety ani ja, ani córka Żeromskiego nie zdążyliśmy tam pojechać.
W 1976 r. w Lublinie dyr. Chabros z Muzeum Lubelskiego zorganizował wystawę obrazów Moniki Żeromskiej w popularnym wówczas Międzynarodowym Klubie Książki i Prasy. Opublikowano wówczas w „Kurierze Lubelskim” wywiad z malarką. Na wystawie była też obecna matka Moniki. Gdy tylko mnie zobaczyła, nawiązała ze mną miłą rozmowę.
Pod koniec lat 70. dyrektor Szkoły Pod- stawowej w Karmanowicach Dionizy Łatka zaproponował, by szkole nadać imię Stefana Żeromskiego. W uroczystości nadania szkole patrona wzięła też udział pani Monika. Zorganizowałem tam wtedy wystawę poświęconą życiu i twórczości Stefana Żeromskiego. Po uroczystości zaprosiłem ją do Nałęczowa, gdzie zwiedziała Chatę Żeromskiego, centrum miasta i odjechała do Warszawy.
W 1978 r. Wydawnictwo Lubelskie wydało album „Portrety i krajobrazy”, nad którym pracowałem cały rok. […] Jeden z egzemplarzy autorskich wysłałem do pań Moniki i Anny. W liście Monika Żeromska napisała:

Drogi Panie,
Sprawił nam Pan wielką radość swoim pięknym albumem. Jest to dzieło pełne wiadomości, bogate, doskonale zebrane i interesujące dla każdego. Kilka osób już ten album u nas oglądało i wszyscy zgodnie uznają, że jest pozycją nadzwyczaj potrzebną i naprawdę ciekawą.
Pytają, czy można go kupić? Nakład 5000 egzemplarzy jest niewielki, a wielka szkoda, czy liczy Pan na późniejsze wznowienie? Jeszcze raz dziękuję bardzo serdecznie i winszuję takiej udanej pozycji w Pana pracy.
Bardzo serdecznie Pana pozdrawiam i przesyłam najlepsze słowa pamięci.
Monika Żeromska.

Kiedy w 1983 roku ukazała się w prasie wiadomość o śmierci p. Anny Zawadzkiej (Żeromskiej), która zmarła w wieku 95 lat, pojechałem na pogrzeb. W Warszawie na ul. Pięknej kupiłem wieniec z czerwonymi różami i podjechałem tramwajem do kościoła św. Anny, znajdującego się przy trasie W-Z.
W kościele było pełno ludzi, przeważnie w wieku 70, 80 lat. Młodzieży szkolnej nie było – z racji wakacji. Pani Monika nie chciała oficjalnych delegacji.
Po mszy pogrzebowej podszedłem do p. Moniki, żeby przywitać się. Zaprosiła mnie do furgonetki i pojechaliśmy razem na cmentarz przy ul. Żytniej. Tam był przygotowany grób przy płycie grobu jej ojca.

Spośród obecnych na pogrzebie zobaczyłem profesora Lorenza oraz mieszkańców Kielc.
W późniejszych latach jeszcze parę razy bywałem u pani Żeromskiej na ul. Wspólnej, pożyczając różne zdjęcia albo ofiarowując ciekawe egzemplarze utworów jej ojca.
Jeszcze w latach 70. p. Monika podjęła mozolną pracę pisania i wydawania pamiętników. Wiele podróżowała po Europie, pasjonowała się malarstwem i sztuką etruską. Bardzo ciekawy jest pierwszy tom, w którym opisuje życie rodzinne oraz ich dramatyczne losy pod- czas Powstania Warszawskiego.
Po przejściu na emeryturę kontakt z Moniką Żeromską kontynuowała nowa kierownik Muzeum S. Żeromskiego – Maria Mironowicz-Panek, której córka pisarza obiecała przyjazd do Nałęczowa. Jednak nie zrealizowała już tego planu.

Pod koniec życia pracowała nad następnym tomem pamiętników, ale choroba przerwała jej ciekawe plany. Zmarła 5 października 2001 r. w szpitalu w Warszawie. Spoczęła na cmentarzu obok ojca i matki.

(0 głosów)