Wydrukuj tę stronę
Napisane przez  MK
16
Kwi
2007

Wspomnienia Czesława Sołdka ps. "Biały" (18)

Potulice i powrót do domu

   Więzienie w Potulicach było w rzeczywistości przymusowym ośrodkiem pracy, który miał za zadanie przygotować więźniów do wyjścia na wolność. Mieściło się ono w poniemieckich barakach. W oknach nie było krat lecz tylko druciana siatka. Teren ośrodka otoczony był drutem kolczastym i pilnowany przez żołnierzy KBW.


   Cele w barakach były wieloosobowe. Spaliśmy na drewnianych, piętrowych łóżkach.
   Warunki higieniczne były fatalne. Nocami ściany i sufity stawały się siedliskiem pluskw, które padały z góry, nie dając nam nawet chwili spokojnego snu. Podłoga i szafy były natomiast królestwem szczurów, z którymi toczyliśmy regularne nocne wojny o nasze zapasy i ubrania.

   W ośrodku znajdowały się warsztaty tapicerskie i stolarskie. Więźniowie zajmowali się w nich produkcją i naprawą tkanin, ubrań i różnych elementów drewnianych. Ja nie brałem jednak udziału w pracach, jako że uważałem, że dość napracowałem się w kopalniach i kamieniołomie. Dużo czasu poświęcałem za to czytaniu książek.
   Jako więzień polityczny, zgodnie z warunkami amnestii, na zwolnienie musiałem czekać około roku w ośrodku przygotowawczym. Koledzy ze wspólnej celi namawiali mnie jednak, bym napisał prośbę do naczelnika więzienia o wcześniejsze zwolnienie warunkowe z odbywania dalszej kary. Moja ambicja jednak nie pozwalała mi na to, by prosić o cokolwiek. Myślałem bowiem w duchu, że skoro wytrzymałem w tych strasznych warunkach te kilka lat więzienia i przymusowych katorżniczych prac to i resztę wyroku zdołam odsiedzieć. Jeden z kolegów jednak nie ustępował i w moim imieniu napisał prośbę o warunkowe zwolnienie. Po dalszych namowach zgodziłem się je podpisać.

   Nie liczyłem na wiele. Więźniowie polityczni niechętnie byli zwalniani przedterminowo. Toteż mocno się zdziwiłem, gdy po kilkunastu dniach przyszedł do mnie oddziałowy i kazał mi się pakować, ponieważ mam wyjść na wolność. Tym sposobem odzyskałem pół roku życia od zasądzonego mi wyroku. Siódmego grudnia 1954 roku stałem już w pokoju naczelnika więzienia z świstkiem papieru opieczętowanym więzienną pieczątką z podpisem naczelnika, który głosił, iż zostałem zwolniony z odbywania dalszej kary. Naczelnik na odchodne pogroził mi, że jeśli jeszcze raz będę organizował "zamach stanu" przeciw legalnej władzy, to już na pewno zgniję w więzieniu. Następnie wskazano mi kierunek, w którym jest dworzec kolejowy i upomniano minie o tym, bym niezwłocznie po przyjeździe do Nałęczowa udał się na komisariat milicji.
   Jako że była sroga zima, a ja ubrany byłem tylko w letnie ubranie, po drodze do stacji wstąpiłem do najbliższego sklepu i kupiłem sobie najtańszą jesionkę, jaką znalazłem. Na stacji udało mi się odnaleźć pociąg do Lublina i ruszyłem w nocną podróż do domu. Byłem bardzo szczęśliwy i podniecony. Już od Dęblina stałem przy drzwiach wagonu tak, by w żaden sposób nie przegapić Nałęczowa. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji, najszybciej jak to możliwe wyskoczyłem na peron. Gdy już upewniłem się, że to dworzec nałęczowski upadłem na kolana i zdjąłem z głowy czapkę. Przeżegnałem się i mocno ucałowałem płytę peronu. Po kilku latach życia na krawędzi śmierci i upodlenia wreszcie wróciłem w swoje rodzinne strony.

   Niezwłocznie ruszyłem w kierunku swojego domu. Choć droga była mi dobrze znana to, co rusz moim oczom ukazywały się nieznane mi wcześniej widoki- rzędy słupów wysokiego napięcia, nowe domy i obejścia. Wiele rzeczy zmieniło się podczas mojej nieobecności. Było już bardzo późno, gdy dotarłem do drzwi mojego domu. W oknach paliło się jednak światło - znak, że rodzice jeszcze nie śpią. Nieśmiało zapukałem. Drzwi otworzył mój ojciec Jan. Jego twarz wyrażała duże zaskoczenie, wkrótce po tym jak mnie rozpoznał, zalał się łzami. Jak potem się okazało, rodzice byli pewni, że już nie żyję. Całą noc opowiadałem o tym, co przeżyłem na przemian śmiejąc się i płacząc. Wiadomość o moim powrocie rozeszła się po okolicy lotem błyskawicy. Zaczęły się odwiedziny członków rodziny, przyjaciół i znajomych. Uściskom i radości nie było końca. Niestety, wkrótce zaczęły się również nowe problemy....

Opracował Michał Kowalczyk
(1 głos)