Wydrukuj tę stronę
Napisał 
28
Gru
2017

Pożegnanie

Wczesnym rankiem 19 maja 1912 roku, po kilkudniowej właściwie niegroźnej chorobie, nagle zakończył życie Aleksander Głowacki, który przeszedł do historii kultury polskiej pod nazwiskiem Bolesława Prusa.


"Mądry i dobry, wielki, a jak dziecię,
Tkliwości pełny i jasnej prostoty,
Jak pilny włodarz chodziłeś po świecie
W noc najczarniejszą, siew rzucając złoty,
I rozwalałeś prostymi wyrazy
Nędzy, ciemnoty, nienawiści głazy..." (1)

   Współcześni żegnali w nim przede wszystkim człowieka i ideologa. Ta postawa dominowała w niezliczonych nekrologach, wspomnieniach i hołdach pośmiertnych. Żal był zbyt powszechny, aby nie rodził potrzeby przywłaszczania sobie tu i ówdzie per fas et nefas ideowego testamentu, w którym próbowano na różne sposoby i w imię różnych orientacji przykroić do swych założeń duchowość wielkiego pisarza. Ale w dniach uroczystości pogrzebowych, w refleksjach nad sposobami uwiecznienia jego istnienia, a potem we wspominkach rocznicowych, stale jeszcze zbyt żywe były tego czyny, wypowiedzi i pouczenia obywatelskie z ostatnich lat życia, aby jakiekolwiek podejmowane wówczas próby syntezy mogły wyjść pamięci Bolesława Prusa na korzyść. W dobrej wierze wielbiciele, a także antagoniści człowieka i pisarza zbyt gorliwie zabiegali o to, by go zasuszyć w albumie narodowych wielkości w postaci dobrodusznego staruszka w ciemnych okularach, rozdającego cukierki nałęczowskim dziatkom. "Wierz mi, Stachu, ja nie jestem taki naiwny, jak myślą" - przypominają się tu słowa Rzeckiego, sugerując zaskakującą aluzję.
   Prus nie dał się zamknąć w ramki pospiesznych syntez ideowych, które próbowały z niego, jak z wieszcza w wierszyku Boya, uczynić sztandar tych czy innych światopoglądów. Przetrwał do naszych czasów taki, jakim był za życia: człowiek ideowo niezależny, umysł i talent tak bogaty, że stał się ogniskiem zainteresowania, wpływów, badań i wymiany myśli wciąż jeszcze dalekich od wyczerpania.
   Następne dziesięciolecie po śmierci Prusa przystępowało do jego spuścizny już wolne od napięć ideowych i artystycznych w chwili jego zgonu, od konieczności stawiania mu cenzurek w imię aktualnych haseł czy poetyk. Nowe pokolenie literackie odkryło swoje wszechstronne pokrewieństwo z wielkim pisarzem. Czy dwudziestolecie międzywojenne - tak jak zwykło się sądzić - było rzeczywiście okresem renesansu twórczości Prusa? Dzieła pisarza, jego nowele, "Placówka", "Lalka", "Faraon", miały wiele wydań i przedruków już wcześniej, były czytane powszechnie, nie miały okresów zapomnienia. Dwudziestolecie nie musiało twórczości Prusa odkurzać i ustawiać w oknie wystawowym antykwariatu, aby zechciano sobie przypomnieć jego tytuły do chwały. Zasługi dwudziestolecia są inne.
   Ono to, zarówno w świadomej swych rodowodów praktyce pisarskiej, jak i w coraz śmielszych w miarę narastania perspektyw ujęciach historycznoliterackich, ustaliło miejsce Prusa w literaturze polskiej. Wielkości jego przydzielono osobny rozdział w historii polskiej prozy artystycznej, uznano w nim pierwszego na wielką skalę mistrza w transpozycji rzeczywistości na język epiki oraz - obok Sienkiewicza - odnowiciela polskiego języka literackiego.
   To u niego będą teraz terminowały następne generacje literackie w trudnej sztuce wielkiego realizmu, który nie zatrzymując się na wycinku rzeczywistości, będzie dążył do ogarnięcia całej panoramy swoich czasów i zstępował głębiej, by badać podskórne tętno życia zbiorowego. Sam pisarz będzie przykładem, jak daleko i głęboko sięga intuicja wielkiego talentu, jak trafne i sugestywne stwarza wizje wtedy, gdy dysponuje rzetelną wiedzą naukową i doświadczeniem w dziedzinach odtwarzanych w dziele sztuki.
   W dwudziestoleciu międzywojennym rozpoczęto systematyczne prace naukowe nad ustaleniem i zebraniem całości dzieła wielkiego realisty. Z inicjatywy Polskiej Akademii Literatury Zygmunt Szweykowski opracował 26- tomowe wydanie zbiorowe pism literackich Prusa. Pojawiły się pierwsze zarysy monograficzne. Obok nich mnożyły się masowe wydania utworów krótszych, z racji niskiej ceny dostępnych wszystkim. Nie było roku, aby na rynku wydawniczym nie ukazywały się dzieła pisarza w tysiącach egzemplarzy. Narastała legenda "Lalki". Warszawa czciła w Prusie piewcę swej przeszłości. Zaczęto popularyzować twórczość pisarza i za pomocą innych środków przekazu, stawiających w odrodzonej Polsce swoje pierwsze kroki: w 1930 roku ukazał się na ekranach pierwszy film według noweli "Dusze w niewoli", z Ludwikiem Solskim w roli starego Lachowicza. W 1932 radiosłuchacze w całym kraju usłyszeli "Katarynkę". Trwały prace nad przekładami Prusa na języki obce, głównie słowiańskie.
   Ten stan rzeczy, o ileż spotęgowany, trwa do dziś. Prus jest stale polskiemu czytelnikowi potrzebny. Wydaje się go bez przerwy i wszystkie nakłady są szybko wyczerpywane. Niestrudzony profesor Szweykowski wydał dwadzieścia tomów "Kronik" Prusa, zaopatrując je w bogaty źródłowy komentarz. To stała potrzeba obcowania z dziełem, z którego promieniuje w trudzie życia zdobyta mądrość, wiara w niezniszczalną godność i wartość człowieka, piękno polskiej literackiej kultury w jednym z jej najszlachetniejszych wcieleń. Tak żyje dzieło Prusa. A pamięć o jego twórcy?
   Na grobie pisarza postawiono w kilka lat po śmierci skromny pomnik, istniejący do dziś. Widnieje na nim napis "Serce serc". Z wszystkich tytułów pisarza, którymi go uczcili Jego współcześni, ten wytrzymał najlepiej próbę czasu.

PRZYPISY:
(1) Or-Ot (Artur Oppman) "Za jego trumną" - "Tygodnik Ilustrowany" 1912 nr 22
(0 głosów)