Wydrukuj tę stronę
Tajemnice willi "Gioia"
Napisane przez  Stefan Butryn Dział: Wille nałęczowskie
19
Wrz
2002

Tajemnice willi "Gioia"

Na ulicy 1 Maja, dawniej Józefa Piłsudskiego w Nałęczowie stoi, wzniesiona w roku 1927, pełna wdzięku, willa mecenasa Wacława Salkowskiego. Jest ona kopią willi "Madonna" - znajdującej się w Rzymie.


   Nałęczowska budowla została nazwana "Gioia". Budowniczymi jej byli: Franciszek Popiewski i Bogdan Kelles - Krauze.
Willę otrzymała w posagu córka Wacława Salkowskiego - Jadwiga, która po rozwodzie z generałem baronem Burchardtem, w 1927 roku, wyszła za mąż za pułkownika Józefa Becka.
Jadwiga Beckowa była kobietą wykształconą. Pensję ukończyła u p. Wareckiej w Warszawie. Brała czynny udział w ruchu harcerskim. Studiowała historię sztuki, znała język włoski, francuski, niemiecki. Często bywała we Włoszech, a gdy mąż został mianowany przez Józefa Piłsudskiego Ministrem spraw Zagranicznych, towarzyszyła mu na spotkaniach z Edwardem VIII, Mussolinim, Hitlerem, Mołotowem... Często bywali Beckowie w Nałęczowie, w willi "gioia", spędzając tutaj urlopy i święta. Ostatni pobyt ministra Becka z żoną miał miejsce na początku września 1939 r., kiedy to wraz z korpusem dyplomatycznym zatrzymał się w Nałęczowie, skąd przez Lublin i Zaleszczyki wraz z częścią Rządu Prezydenta Mościckiego wydostał się do Rumunii.
Tam minister Beck wraz z żona Jadwigą i córką Jadwigi z pierwszego małżeństwa - Joanną, zostali zatrzymani i internowani w obozie. Po próbie ucieczki, która została zdradzona przez Polaka, Beck został uwięziony wraz z rodzina i trzymany w ekstremalnych warunkach przez kilka lat. Zachorował wtedy na gruźlice płuc i gardło. Ściśle pilnowany przez kilkunastu żandarmów nie miał żadnych możliwości leczenia i rekonwalescencji. Zmarł w Bukareszcie w maju 1944 roku.

   Po śmierci Józefa Becka Jadwiga z córka przy pomocy ambasady polskiej wyjechała przez Turcje na bliski wschód, do Armii Polskiej, gdzie wstąpiła do Czerwonego Krzyża. Razem z armią znalazła się po inwazji Włoch w Rzymie, gdzie została kierowniczką Polskiego Konsulatu Czerwonego Krzyża.
W Rzymie jej córka wyszła za mąż za porucznika Bogdana Tymienieckiego. Z Rzymu przenieśli się do Brukseli, skąd po dwóch latach Jadwiga wyjechała do pracy w Kongu Belgijskim. Z powodu choroby serca wróciła do Londynu i tu przy córce spędziła ostatnie lata życia. Zmarła 20 stycznia 1974 roku.

   Pozostawiła po sobie ciekawe pamiętniki drukowane w Anglii i częściowo w Polsce.
Mąż Jadwigi - Józef Beck - był Ministrem Spraw Zagranicznych w bardzo trudnym okresie naszej historii. Ocena jego działalności jest różnie przedstawiana przez współczesnych historyków. Ale pozostawmy te oceny badaczom historii. Pewne światło na sytuacje międzynarodową w okresie przed II Wojna Światową rzucają protokoły (meldunki) ambasadorów polskich za granicą, których kopie odnaleziono w Nałęczowie. Ilustrują one sytuację międzynarodową z wyraźnym zagrożeniem pokoju ze strony hitlerowskich Niemiec.

Waszyngton, 1938 r.
Do
Pana Ministra Spraw Zagranicznych.
W Warszawie.

"Onegdaj odbyłem dłuższa rozmowę z Ambasadorem Bullitem, który bawi tutaj na urlopie. Na wstępie zaznaczył, że bardzo serdeczna stosunki łącza go z Ambasadorem Łukasiewiczem w Paryżu, i że najchętniej z nim przestaje.
Bullitt - w rozmowie ze mną - okazał na ogół dużo pesymizmu, mówiąc, że bez wątpienia wiosna 1939 r. będzie znów bardzo denerwująca, zaostrzona błyskami ustawicznej wojny i gróźb ze strony Niemców (...) oraz nieskrystalizowanych stosunków w Europie.
Zgodził się ze mną. Że punkt ciężkości zagadnienia europejskiego przesunął się z Zachodu na Wschód, gdyż kapitulacja demokratycznych państw w Monachium odkryła ich słabość wobec Rzeszy Niemieckiej. Mówił mi następnie Bullitt o zupełnym nieprzygotowaniu Wielkiej Brytanii do wojny, (...) i o niemożności dostosowania przemysłu angielskiego do masowej produkcji wojennej, a przede wszystkim w dziedzinie samolotów. Co do armii francuskiej, odnosił się z nadzwyczajnym entuzjazmem, twierdząc jednakże, że syntetycznie biorąc polityka francuska uważa za walor pozytywny jedynie sojusz z Anglią, zaś sojusz z nami i pakt z Rosja sowiecką za momenty dla siebie obciążające, do istnienia których niechętnie się przyznaje.
Cytat z pisma Ambasadora RP Jerzego Potockiego

Raport do Pana Ministra Spraw Zagranicznych z 17. 12. 1938r. - Paryż
(amb. Juliana Łukasiewicza)

Sytuacja ta może ulec zmianie, albo jeśliby Francja działając pod wpływem Anglii, przeszła w stosunku do Włoch i Niemiec do polityki ofensywnej, co w bliskiej przyszłości jest całkowicie nieprawdopodobne, albo jeśliby wypadki wykazały, że nasz opór w stosunku do polityki Niemiec może być skuteczny, i że w konsekwencji zyskujemy wpływ na postawę wobec Berlina innych państw środkowo lub Wschodnio- europejskich.
(...) należy oczekiwać, że wizyta Chamberlaina w Rzymie będzie próbą doprowadzenia do odprężenia między Rzymem a Paryżem, które może przynieść, przynajmniej chwilowo, pozytywne wyniki a zatem skłonić Francję do dalszego zachowywania obecnej defetystycznej rezerwy w sprawach środkowo - i wschodnio - europejskich.

Do Pana Ministra Spraw Zagranicznych
W Warszawie

(Cytat z pisma Ambasadora RP Jerzego Potockiego)
Nastroje, jakie obecnie panują w Stanach Zjednoczonych potęgowane są coraz większą nienawiścią do faszyzmu, a przede wszystkim do osoby Kanclerza Hitlera oraz do wszystkiego co tchnie nazizmem.
Propaganda jest urabiana w pierwszym miejscu przez czynniki żydowskie, która maja w swoich rękach nieomal w stu procentach radio oraz wytwórnie płytowe, jak również prasę oraz tygodniki. Mimo tego, że propaganda jest szyta grubymi nićmi, i że przedstawia Niemcy w świetle jak najbardziej ujemnym, wyzyskując głównie prześladowania religijne i obozy koncentracyjne, to jednak dzięki ignorancji tutejszego społeczeństwa, nieobeznanego zupełnie z sytuacją w Europie, działa w sposób tak przenikliwy, iż obecnie większość narodu amerykańskiego uważa Kanclerza Hitlera oraz nazizm za największe zło i niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad światem.

16. 01. 1939.
Do Pana Ministra Spraw Zagranicznych
W Warszawie

Przedwczoraj odbyłem dłuższą z ambasadorem Bullittem, który przyjechał mnie odwiedzić w Ambasadzie.
Z rozmowy z Bullittem odniosłem wrażenie, że otrzymał on od Prezydenta Roosevelta, Departamentu Stanu oraz senatorów należących do Komisji Spraw Zagranicznych, wyraźne określenia stanowiska Stanów Zjednoczonych w obecnym kryzysie europejskim, które ma przedstawić na Quasi d'Orsay oraz zużytkować do rozmów z mężami stanu Europy.
Treść tych dyrektyw, które mi Bullitt w swej półgodzinnej rozmowie przytoczył, jest następująca:
1. aktywizacja polityki zagranicznej pod przewodnictwem Prezydenta Roosevelta, która w sposób niedwuznaczny i ostro potępia państwa totalitarne,
2. Przygotowanie wojenne Stanów Zjednoczonych na morzu. Lądzie i w powietrzu, które będą przeprowadzone w przyśpieszonym tempie i pochłoną olbrzymia sumę 1.250.000.000 dolarów,
3. zdecydowany pogląd Prezydenta, by Francja i Wielka Brytania zaprzestały wszelkiej polityki kompromisów z państwami totalnymi i nie wchodziły z nimi w żadne próby dyskusji, które miały by na celu jakiekolwiek zmiany terytorialne,
4. zapewnienie moralne, że Stany Zjednoczone odchodzą od polityki izolacji, a gotowe są w razie wojny czynnie wystąpić po stronie Wielkiej Brytanii i Francji, oddając cały swój materiał finansowy.
W dalszym ciągu rozmowy Bullitt przeszedł do omówienia kwestii Wschodniej Europy i Niemiec. Oświadczył przy tym, że polityka zagraniczna Polski, pod znakomitym kierownictwem Pana Ministra, zdała egzamin ze swej celowości, i że z kryzysu jesiennego wyszła nie tylko obronną ręką, ale też zwycięsko.
Zapytał mnie zaraz o stosunki między Polską a Sowietami, i o sens odnawiania paktu nieagresji między Polską a Rosją.
Odpowiedziałem, że wszystko to, co prasa pisała w sprawie Rosji, to były tylko dowolne domysły, że odnowienie paktu nieagresji z Sowietami było koniecznością chwili po kryzysie czeskim, gdy stosunki pomiędzy Polską a Sowietami zaczynały ulegać pewnemu zepsuciu. (...) Co do Rosji Sowieckiej, Bullitt odnosił się z wyraźną niechęcią i lekceważeniem.
Mówił dalej, że nie przewiduje, aby Niemcy chciały obecnie agresywnie występować w Europie Wschodniej (...)

Jerzego Potocki
Ambasador RP w Waszyngtonie

29.III. 1939 r.
cytat z raportu do Ministerstwa SZ
Gdyby kilka dni temu, przed złożeniem propozycji deklaracji w Warszawie, Rząd Angielski zmobilizował swą Marynarkę Wojenną, wprowadził obowiązek służby wojskowej, a Rząd francuski zarządził w większym zakresie mobilizację swej Armii, propozycje angielskie, nawet tak niedostateczne, jak te, które były robione, mogły być potraktowane jako dowód szczerej i poważnej chęci lojalnej współpracy. Ponieważ stało się wręcz odwrotnie, należy przypuszczać, że dopóki Rząd angielski nie zdobędzie się na zdecydowanie zaciągnięcia zobowiązań konkretnych i sprecyzowanych, popartych realnymi posunięciami w dziedzinie sił zbrojnych, którymi może dysponować, tak długo żadna negocjacja dyplomatyczna podejmowana przez Londyn nie będzie miała szans powodzenia.
Ambasador RP w Paryżu
Jerzego Potocki


"Obecnie, wobec szybkich sukcesów niemieckich, osiągniętych wyłącznie tylko droga nacisku, poczęto tutaj obawiać się by także i Polska nie skończyła na kompromisie z Niemcami, który by następnie umożliwił tym ostatnim szybkie rozsadzenie Rosji. Ujawnił się niepokój, że przy takim rozwoju wypadków, kolejny nacisk niemiecki w kierunku zachodnim byłby nie do odparcia. Powyższe rozumowanie przemawiało za zacieśnieniem stosunków Wielkiej Brytanii z Polską. Poza tym uwydatnił się jeszcze jeden poważny powód dla związania z nami politycznej akcji brytyjskiej; była nim krystalizująca się świadomość, że Polska, pomijając Sowiety, jest jedynym bodaj czynnikiem w Europie Wschodniej, posiadającym pełną polityczna niezależność i warunki zewnętrzne i wewnętrzne, pozwalające na samodzielną decyzję."
cytat z raportu Ambasadora RP w Londynie Edwarda Raczyńskiego
29.03.1939.

Fragment rozmowy z ambasadorem amerykańskim Kennedym, w Londynie - 16.06.1939r.
"W dalszej części rozmowy Ambasador rozpytywał mnie o sytuację w Polsce i o nasze potrzeby. Dało mi to okazje do rozwinięcia dłuższego rozumowania na ten temat. Ambasador powiedział, że jesteśmy jedynym narodem na wschodzie Europy, na którego (...) można liczyć z całą pewnością.
Zacytował mi tę opinię, jego zdaniem ustalona w Hiszpanii, jakoby ochotnicy polscy po stronie republikańskiej byli lepszymi żołnierzami od wszystkich po obu stronach frontu. Zapytywał on, czego chcemy od Anglików z zakresie materiałowym i finansowym, na co w ogólnych zarysach odpowiedziałem, posiłkując się do pewnych granic wstępną deklaracją płk. Koca wobec Anglików z poprzedniego dnia.
Szczególną uwagę zwróciłem na kredyt gotówkowy. Ambasador zapytał mnie, ile gotówki chcemy od Anglików? Na pytanie to odpowiedziałem, że przedstawiamy im nasze potrzeby w tym zakresie. Dodanie tych potrzeb, obecnie wspólnie ustalanych, da nam ogólną sumę gotówkową. Ambasador zgodził się, że punkt ciężkości polega na gotówce, wyrażając się, ze jeżeli Anglicy teraz swoja pomoc w tym zakresie ograniczą, to później, dla osiągnięcia tych samych skutków, będą musieli wydać dziesięć razy tyle. Dodał, że często widując premiera i lorda Halifaxa, będzie wobec nich nastawał na konieczność natychmiastowej pomocy gotówkowej dla Polski.
Ambasador RP Edward Raczyński.

S. Butryn
(2 głosów)